Deklaracja dostępności
Medalion
Mówią, że przyjaźń między chłopakiem i dziewczyną jest niemożliwa. Jednak, gdy patrzyło się na tę trójkę, wiedziało się od razu, że to bzdury wyssane z palca. Dochodziło się do wniosku, że przyjaźń nie bierze pod uwagę płci. Mówią, że przyjaciel jest tylko jeden, że gdy ma się wielu przyjaciół, to tak jakby nie miało się żadnego. I znowu ta trójka przyjaciół burzyła stereotyp. Klaudia, Adam i Konrad trzymali sie razem od czwartej klasy podstawówki. Każde z nich miało swoich znajomych, swoje życie, Adam miał nawet narzeczoną – Anetę, ale jednocześnie ich życie przeplatało się ze sobą w cudowny sposób. - Hej, pamiętacie Ernesta? - spytał Adam. Rudy, wysoki, a liczba jego przyjaciół... - Była odwrotnie proporcjonalna do jego wzrostu – dokończył Konrad. - Pamiętamy. I co z nim? - Gdy wyszedłem wczoraj wcześniej z zajęć... - Gdy zerwałem się z wykładów Borówy... - poprawiła go Klaudia. - Gdy wyszedłem wczoraj wcześniej z zajęć... - kontynuował Adam nie zwracając uwagi na Klaudię – widziałem go u nas w bloku. Chyba się tam wprowadził. - Nie może być! Nasz ulubiony kumpel z podstawówki mieszka w tym samym bloku, co my! Będzie wesoło - powiedział Konrad. - A pamiętacie jak kiedyś Ernest... - Konrad pochylił się do przyjaciół i już o wiele ciszej dokończył swą myśl. Wszyscy troje wybuchnęli śmiechem. Wspominanie dawnych czasów sprawiało im wiele radości. Adam i Konrad są doskonałym przykładem ta zwanej „przyjaźni od piaskownicy”. Gdy jeszcze jako ośmiolatkowie wkraczali na mały plac zabaw w Koprzywnicy, wszyscy ustępowali im miejsca. W małym światku siedmio i ośmiolatków, byli niekwestionowanymi autorytetami. Trzeba przyznać, że potrafili zadbać o swoje interesy, a pozycję, na której sie znajdowali, zdobyli niezbyt chlubnymi metodami. Większość rodziców i nauczycieli przyznawała zgodnie, że wyrosną z nich kryminaliści pierwszej klasy. Dyrektor miejscowej szkoły, znany był powszechnie jako Pan Dwa Z. Wielokrotnie próbował wyrzucić chłopców ze szkoły. Nie było to jednak łatwe, ponieważ Konrad i Adam nie byli pierwszymi lepszymi „młodocianymi przestępcami”. Doskonale wiedzieli, jak nisko znajdują się w szkolnej hierarchii. Prowadzili nawet własny ranking. Wszystkich uczniów podzielili na pięć grup głównych ( w skład których wchodzili chłopcy) i „innych” ( czyli: zerówkowicze, dziewczyny, szatniarki, nauczyciele). Pierwszą pozycję bezapelacyjnie zajmowała „Paczka Seba”, czyli chłopcy z siódmej i ósmej klasy. O drugą pozycję toczyła się odwieczna walka pomiędzy Grupą Ogórka” (szóstoklasiści) i „Sqadem” ( koalicja piąto i czwartoklasistów), jednak żadna z nich nie spadała poniżej trzeciego miejsca. Czwarte miejsce zajmowali właśnie Adam i Konrad, znani wszystkim jako „Grupa KA”. Przyjaciele nie byli zadowoleni z tej pozycji, ponieważ znajdowała się za nimi tylko jedna grupa, której nie trzeba szerzej opisywać, gdyż nadana im nazwa mówiła o nich wszystko – byli to „Frajerzy”. Natomiast „innych” nie uwzględniano w ogóle w rankingu, ponieważ nie znaczyli w szkole wiele. Adam i Konrad wiedzieli, że na podwyższenie swojej pozycji muszą poczekać jeszcze rok, może nawet dwa lata. Na razie robili wszystko, aby umocnić się na obecnej pozycji, a przede wszystkim nie wylecieć ze szkoły. Byli więc pilnymi uczniami, zawsze przygotowani do lekcji. Za wszelką cenę, wbrew swojej opinii o nieprzydatności zawodu nauczyciela, starali się nie denerwować starszych, przeciwnych belfrów. Z całych sił starali się też nie wywoływać kłótni i bójek w szkole. Udawało się to im raz lepiej, raz gorzej. Skrzydła rozwijali dopiero poza szkołą. Tam gdzie nie sięgał wzrok nauczycieli, a w szczególności Pana Dwa „Z”, a gdzie śledziły ich za to piękne i tajemnicze oczy dziewcząt na miejscowym placu zabaw. Jedną z dziewczynek pilnie obserwujących „Grupę KA” była Klaudia, ich rówieśniczka. Nie była to typowa dziewczynka bawiąca się z koleżankami lalkami. Klaudia, gdy poszła do szkoły, większość czasu spędzała z chłopcami. Miała o dwa lata starszego brata, Wojtka, który w przeciwieństwie do swoich kolegów nie wstydził się młodszej siostry, wręcz przeciwnie, często grywał z nią w piłkę, zabierał na wszystkie treningi i mecze. Chłopcy z najbliższego otoczenia Wojtka szybko ją polubili. Gdy Klaudia poszła do szkoły, zaczęła więcej czasu spędzać z dziewczynkami, jednak jej ulubionym zajęciem pozostała nadal gra z bratem. Czas spędzony w towarzystwie starszych chłopców wpłynął nie tylko na jej zainteresowania, ale także na jej charakter. W przeciwieństwie do swoich rówieśniczek, miała mimo tak młodego wieku cięty języczek. Potrafiła odpowiedzieć na wszystkie zaczepne uwagi chłopców i zachować zimną krew w sytuacjach, w których inne dziewczynki uciekały z płaczem albo w najlepszym razie rumieniły się i odkręcały w inną stronę, licząc, że sprawa sama się rozwiąże. Klaudia z podziwem obserwowała Konrada i Adama wkraczających pewnym krokiem na plac zabaw. Wiedziała, że tu nie mają sobie równych, że tu to oni są górą. Marzyła o tym, by kiedyś zbliżyć się do nich, porozmawiać jak równy z równym. Marzyła, aby stać się częścią „Grupy KA”. Wiedział, że będzie to trudne, bo Konrad i Adam byli najlepszymi kumplami i aby stać się częścią ich grupy, musi zdobyć względy obydwu. Na razie postanowiła trzymać się blisko brata i jego znajomych. Jej marzenie spełniło się dopiero, gdy byli w czwartej klasie. Po dodatkowych dwóch latach „lekcji życia wg Wojtka”, Klaudia stała się jeszcze bardziej pewna siebie i wyrobiła sobie opinię silnej dziewczyny. Nikt już nie dziwił się widząc ją grającą z chłopcami w piłkę czy idącą z nimi popływać w miejscowej rzece Koprzywiance. Konrad i Adam wspięli się na drugie miejsce w rankingu i zmienili styl swego „panowania”. Wiedzieli, że mają silną pozycję i że nikt jak na razie nie może im zagrozić. Swoje racje zaczęli popierać argumentami słownymi, a nie jak było wcześniej, siłowymi. Zaczęli też coraz częściej zwracać uwagę na Klaudię, która w ich oczach stawała się coraz bliższa ideału. Zawsze miała swoje zdanie, którego broniła jak lwica. Nierzadko wychodziła zwycięsko ze słownych potyczek z chłopcami i dziewczętami, nawet tymi starszymi od siebie. Jednocześnie nigdy nie przekraczała tej cienkiej granicy przyzwoitości, nigdy nie traciła nad sobą kontroli. Chłopcy coraz częściej rozważali przyjęcie jej na próbę do „Grupy KA”. Ciągle jednak się wahali. Ich wątpliwości rozwiały się podczas jednego z wypadów nad Koprzywiankę. Było ciepło, sobotnie popołudnie. Udali się sporą grupą popływać. Niestety, dobrze zapowiadające się popołudnie miał zamiar zepsuć Ernest, znienawidzony przez wszystkich uczeń szóstej klasy, który zaczął robić głupie uwagi na temat dziewczyny w towarzystwie chłopców. Nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Nikt, oprócz Klaudii, która przysłuchiwała się wszystkiemu i z minuty na minutę złość w niej narastała. W końcu Klaudia nie wytrzymała. Podeszła do Ernesta i nie zwracając najmniejszej uwagi na to, co do niej mówił, wepchnęła go do wody. Potem jakby nigdy nic odwróciła się i dołączyła do reszty grupy, która niemalże leżała ze śmiechu na złocistym piasku. Teraz, gdy upłynęło już prawie dziesięć lat od pamiętnego popołudnia nad Koprzywianką, kiedy to chłopcy podjęli decyzję o przyjęciu jej do „Grupy KA”, trójka przyjaciół nadal trzymała się razem. Razem przebrnęli przez trudy szkoły średniej. To właśnie tam narodziła się pierwsza miłość Klaudii. Maciek był przystojny, inteligentny... Jednak Konrad i Adam szybko wybili go Klaudii z głowy, za co im potem serdecznie dziękowała. Okazało się, że liczne wady, których początkowo nie dostrzegała, przyćmiewały wszystkie zalety Maćka. Konrad, Klaudia i Adam byli najbardziej znaną i zgraną paczką w szkole. Razem uczyli się do każdego sprawdzianu, razem imprezowali. Wreszcie nadszedł czas matury. Chyba tylko dzięki temu, że trzymali się razem, że zawsze w odpowiednim momencie któreś z nich potrafiło powiedzieć „Dość tej nauki! Idziemy się przewietrzyć”, zdali ją nad podziw. Potem, gdy obawiali się, że studia rozrzucą ich po całym kraju, niszcząc to, co ich dotychczas łączyło, pojęli decyzję o wspólnym wyjeździe do Krakowa. Gdy otrzyma li informacje o tym, że dostali się na Uniwersytet Jagielloński, na wymarzoną psychologię, wynajęli mieszkanie. Mieszkali w nim we czwórkę: Klaudia, Konrad, Adam i jego narzeczona Aneta, która także studiowała na Uniwersytecie stosunki międzynarodowe. Od poniedziałku do piątku dni wypełniała im nauka i wolontariat w hospicjum. W soboty pracowali w pobliskim domu weselnym. Dopiero niedziela przynosiła odpoczynek. To wtedy wybierali się we czwórkę na długie spacery, rozmawiał i śmiali się, zapominając o trudach dnia powszedniego. Dzień był ciepły i słoneczny. Właśnie zaczęły się wakacje. Trójka przyjaciół siedziała przy małym stoliczku w przytulnej kawiarence. Promienie słoneczne, przechodzące przez cienkie bordowe zasłony, oświetlały zdjęcia rozłożone na stoliku. - O, nie! Nie! Oddaj mi to zdjęcie! To nie fair! Nawet nie wiedziałam, kiedy je zrobiłeś! - I właśnie o to chodziło. Teraz będę mógł cię szantażować. Jak mi podskoczysz, to pokażę je ludziom – Konrad triumfalnie pomachał zdjęciem. Tak, tak moja droga już mi nie podskoczysz! - Pokaż mi to – powiedział Adam, wyrywając Konradowi zdjęcie z ręki, która znów wędrowała w triumfalnym geście do góry. Spojrzał na fotografię i skrzywił się. - Nie, nie! Nie rób tego! Ja wiem, że chcesz mieć haka na Klaudię, ale co tobie zrobili ci ludzie, którym chcesz to pokazać? Dresy, luźna koszulka, papiloty... - nie skończył, bo Klaudia wyrwała mu zdjęcie z ręki. - Bardzo śmieszne, bardzo! Boki zrywać! - powiedziała obrażona. Spojrzała na zdjęcie i szybko odłożyła je na stolik. Spojrzała na przyjaciół, potem znowu na zdjęcie, na przyjaciół... i wybuchnęła śmiechem. Nie potrafiła długo gniewać się na chłopców, a poza tym... naprawdę wyglądała na tym zdjęciu okropnie. - Och, nawet nie wiecie jak bardzo żałuję, że nie możecie jechać ze mną do Niemiec. Chciałabym spędzić te wakacje z wami. - Nie panikuj! To tylko dwa miesiące. A poza tym, chyba nie wierzysz, że cię tam nie odwiedzimy. Istnieją też telefony. Zobaczysz jeszcze będziesz miała nas dosyć – powiedział Konrad. - No właśnie, odbijemy sobie te dwa miesiące we wrześniu – dodał Adam, który składał porozrzucane na stoliku zdjęcia. - No to co, idziemy? Muszę się jeszcze spakować. Hola, hola! Adaś pokaż mi te zdjęcia – wyciągnęła z pliku fotografię, która przed chwilą była obiektem ich wielkiego zainteresowania. - Wezmę to ze sobą na wszelki wypadek, gdyby jednak okazało się, że nie jest wam szkoda tych ludzi, którzy mieliby to oglądać. Wyszli z kawiarni rozmawiając o wszystkim i o niczym zarazem. Poranek 25 czerwca był tak samo słoneczny i ciepły jak poprzednie. Przez uchylone okno mieszkania na drugim piętrze wpadało do środka świeże, letnie powietrze. Choć zegar wskazywał dopiero ósmą rano, w mieszkaniu już od dawna panował ruch. Adam i Konrad przygotowywali śniadanie, a Klaudia i Aneta pakowały do walizek ostatnie drobiazgi. PO śniadaniu, około godziny dziewiątej, cała czwórka zeszła na parking do samochodu. - Masz wszystko? - zapytał Konrad, gdy już wsiedli do środka. - Tak, tak mam wszystko. Na pewno! - powiedziała z obrażoną miną Klaudia. Jednak Konrad nie ustępował. - Ubrania, kosmetyki... - Tak, mam! - Paszport, dokumenty... - Mam! - Bilet... - Mam!!! - krzyknęła Klaudia, ale podświadomie już otwierała torebkę i zaglądała do wszystkich kieszonek. Samochód ruszył z parkingu. Na przednim siedzeniu Aneta rozmawiała z Adamem, zupełnie nie przejmując się sprzeczkami dwójki pozostałych pasażerów. Uśmiech powoli znikał z twarzy Klaudii. Wreszcie zamknęła torebkę i spojrzała na Konrada. - Nie mam. - Czego nie masz? - Nie mam biletu! - Dobra, dobra, nie wygłupiaj się. Ja tylko się z tobą drażniłem, przecież wiem, że wszystko wzięłaś. Ale Klaudia już go nie słuchała. Pochyliła się do Adama. - Adaś, zawracaj. Szybko! Adam, do którego dotarło, że Klaudia jednak nie żartuje, zawrócił samochód w niedozwolonym miejscu i skierował go w stronę mieszkania. - Boże! Nie zdążę! Wiedziałam, że o czymś zapomnę. Miałam nadzieję, że będzie to pomadka albo lusterko, albo... - powtarzała przerażonym głosem Klaudia. Samochód zatrzymał się na parkingu przed blokiem. - Gdzie położyłaś ten bilet? - spytał Adam. - Poczekaj. Nie wiem! Chyba, chyba na komodzie w przedpokoju. Tak, jest w przedpokoju. Patrzyli jak Adam biegnie przez parking i wpada do klatki schodowej. Klaudia spoglądała co chwilę na zegarek. Odwróciła się do Konrada. - Może on nie leży w przedpokoju. Może Adaś nie może go znaleźć... Lecz w tym samym momencie drzwi otworzyły się i do środka wsiadł Adam podając Klaudii bilet. Zapiął pasy i uruchomił silnik. - Dziękuję ci bardzo! Jaka ja jestem nie zorganizowana. - Ostatecznie, jeśli nie zdążysz, to będziemy mogli przynajmniej spędzić te wakacje razem – powiedział Konrad, ale widząc wzrok Klaudii szybko dodał – ale oczywiście zdążysz, a my będziemy do ciebie wydzwaniać i pisać słodziutkie esemesy. - Gdy byłeś w domu, usiadłeś na chwilę? - spytała Adama Aneta. - Nie. Dlaczego miałbym siadać? Nie było na to czasu. - Gdy po coś wracasz, powinieneś na chwilę usiąść, inaczej będziesz miał pecha. - O, to masz problem chłopie! Chciałeś zrobić dobry uczynek, a w zamian otrzymujesz w spadku pecha – podsumował Konrad. Adam dobrze wiedział, że jego narzeczona jest przesądna, ale sam podchodził do tego wszystkiego z dystansem. Uśmiechnął się więc tylko i skupił na kierowaniu. Samochód zatrzymał się na parkingu obok dworca PKP. Klaudia wysiadła z auta i odeszła na bok. Rozglądała się dookoła, jakby chciała zapisać w pamięci każdy szczegół z otoczenia. Konrad podszedł do bagażnika. Wyciągając z niego walizki widział, jak Adam podchodzi do Klaudii i wyjmuje z kieszeni. Było to małe czarne pudełeczko. Widział, jak mówiąc coś wręcza je Klaudii, która chowa je do torebki i uśmiecha się szeroko. Wreszcie odwrócili się i wrócili do samochodu, przy którym stały już wyładowane bagaże. Chłopcy wzięli je i cała czwórka udała się na peron. - Powodzenia! Nie przemęczaj się pracą i wracaj do nas cała i zdrowa – powiedział Konrad, gdy Klaudia podeszła na końcu i do niego. - Te dzieciaczki w domu dziecka zasługują na to, żeby się dla nich przemęczać. Sam o tym dobrze wiesz, inaczej nie zgłosiłbyś się na wolontariat w jednym z nich – powiedziała z uśmiechem Klaudia. - Masz rację! Szkoda tylko, że i my nie możemy jechać z tobą do Niemiec. - Zajmij się nimi. Nie pozwól na to, żeby nauczyli się rządzić – powiedziała z uśmiechem Klaudia spoglądając na Anetą. Chwilę później siedziała w przedziale i machała swoim przyjaciołom, którzy z każdą chwilą stawali się coraz mniejsi, aż w końcu całkiem zniknęli. Mijały godziny, godziny składały się w dni, dni w tygodnie. Klaudia całymi dniami przebywała w domu dziecka. Bawiła się z podopiecznym, uczyła ich śpiewać, grać na gitarze. Była dla nich tym kimś, kogo te dzieci potrzebowały. Była przyjaciółką. Dobrą ciocią, która choć mówiła o wyjeździe, to zapewniała jednocześnie, że nigdy o nich nie zapomni, że będzie pisać, dzwonić, że wróci tu za rok i to być może z dwójką nowych wujków. Wieczory spędzała z miłym, starszym małżeństwem, u którego mieszkała i któremu pomagała. Te wieczory były też dla niej momentem odpoczynku, chwilą, kiedy mogła spisać swoje myśli i porozmawiać telefonicznie ze swoimi przyjaciółmi. Nadszedł właśnie jeden z takich wieczorów. Klaudia usiadła przy biurku, wyjęła z szuflady błękitny zeszyt i zaczęła pisać: „16 lipca 2005. Dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Mała Judith znalazła nowych rodziców. Chyba nigdy nie zapomnę tej iskierki w jej oczach, gdy się di nich przytulała. To cudowne...” Przerwał jej dzwoniący telefon. Chwyciła za słuchawkę. - Hej Konrad! Co tam słychać? Mam nadzieję, że dajecie jakoś żyć tej biednej Anecie. - Klaudia muszę ci coś powiedzieć... - szepnął Konrad. - No, co tam? Coś taki poważny? - Klaudia, Adam miał wypadek... On nie żyje... Noc, która nadeszła była dla Klaudii męczarnią. Początkowo nie mogła usnąć. Myśli w jej głowie toczyły jakąś wielką bitwę, chcąc zdobyć przywilej pierwszeństwa. Budził ją najmniejszy szelest, pisk opon za oknem, szczekanie psów. Odgłosy, które towarzyszyły jej każdego dnia i każdej nocy, teraz jakby głośniejsze, sprzymierzone przeciwko niej, nie pozwalały na spokojny sen. Sen, w którym Klaudia upatrywała odcięcia się od tego, co działo się za dnia. Marzyła o tym, aby poprzedni dzień okazał się snem. Spojrzała na zegarek, pięć minut po północy. A więc zaczął się już następny dzień – 17 lipca. Przypomniała sobie słowa Adama: „Schowaj tę paczuszkę głęboko, bardzo głęboko. Niech nie drażni twoich oczu i nie napełnia twojego serca ciekawością. Wyjeżdżasz sobie od nas, porzucasz na dwa miesiące Grupę KA. Daję ci to abyś o nas pamiętała, ale przede wszystkim to prezent urodzinowy, więc otwórz ją dopiero w dniu urodzin, 17 lipca. Pamiętaj schowaj ją głęboko.” Klaudia zaświeciła lampkę stojącą na szafce nocnej przy łóżku. Wstała i powoli podeszła do szafy. Otworzyła drzwiczki. Nikłe światło oświetliło jej wnętrze. Przesunęła na bok ułożone w idealnym porządku ubrania. Mama zawsze jej powtarzała: „Grunt to porządek w szafie. Kiedyś to zrozumiesz. Szafa jest jak twoje życie – jeśli nie dopuścisz by zapanował w nim nieład, nikt obcy nie będzie musiał w nie ingerować, aby poukładać wszystko za ciebie.” Klaudia długo błądziła palcami półce. Wreszcie wyjęła małe, czarne pudełeczko. Przekręciła je w dłoni. Obejrzała dokładnie ze wszystkich stron. Jej wzrok zatrzymał się na pieczołowicie zawiązanej, białej wstążeczce. Uśmiechnęła się do siebie. Dobrze wiedziała jak bardzo Adam nie lubił pakować prezentów. Była jedyną, oprócz Anety, osobą, która dostawała własnoręcznie zapakowane prezenty. Klaudia wróciła do łóżka. Usiadła po turecku w łunie światła bijącego z lampki nocnej. Wpatrywała się w pudełeczko. Nie chciała niszczyć owoców pracy Adama. W końcu pociągnęła delikatnie wstążeczkę, która rozwiązała się i opadła powoli na pościel. Otworzyła pudełko. Jej oczom ukazał się piękny, duży medalion. Drobne, srebrne różyczki i listki oplatały w magiczny sposób owalne oczko z czarnego kamienia, w którym odbijały się jej oczy. Był tak piękny, tak tajemniczy, że Klaudia wpatrywała się w niego długo nie śmiąc go nawet dotknąć. Wreszcie wyjęła go delikatnie z pudełka, przekręciła w palcach. Z tyłu zauważyła wygrawerowany napis. Przysunęła się bliżej światła: „Na przekór złemu losowi, który nieraz zechce rozdzielić Grupę KA zawsze razem”. W oczach Klaudii jak dwie gwiazdy rozbłysły łzy. Otarła je wierzchem dłoni, aby móc lepiej się przyjrzeć napisowi. I dopiero teraz zauważyła, że jeden z oplatających medalion listków jest zagięty do tyłu. Przesunęła go delikatnie i otworzyła medalion. Wewnątrz zobaczyła uśmiechnięte twarze Adama, Konrada i swoją. Tak bardzo chciałaby mieć ich teraz przy sobie. Tak bardzo chciała, aby jeszcze kiedyś wróciły te wspaniałe chwile spędzone razem. Spojrzała na zegarek. Była za dwadzieścia pierwsza. Zerknęła jeszcze raz na zdjęcie. Potem delikatnie zamknęła medalion i włożyła go do pudełka. Podniosła leżącą obok wstążkę i także włożyła ją do środka. Odstawiła pudełeczko na szafkę i zgasiła światło. Czuła, że napełnia ją sen, o którym tak marzyła. Widok przyjaciół, choć tylko na fotografii, napełnił ją spokojem. Wiedziała, że mimo wszystko są i zawsze będą blisko niej. Wtuliła się w poduszkę, zamknęła oczy i mając w pamięci obraz najpiękniejszych razem spędzonych chwil, zasnęła. Gdy Klaudia obudziła się następnego ranka, długo zastanawiała się, czy otworzyć oczy. Jedno spojrzenie na otaczający ją świat miało odpowiedzieć na gnębiące ją pytanie, czy to wszystko, co działo się wczorajszego wieczora i dzisiejszej nocy, było tylko snem czy jawą. Powoli otworzyła oczy i przekręciła głowę. Na szafce stało małe czarne pudełeczko, a z jego wnętrza wystawała przytrzaśnięta biała wstążeczka. A więc nie był to sen. To jawa, życie, z którym będzie musiała się zmierzyć. Wstała. Musiała się pospieszyć, jeśli chciała zdążyć na pierwszy pociąg. Skrócenie pobytu w Niemczech – to było jedyne dobre rozwiązanie. Po śniadaniu Klaudia zabrała się za pakowanie swoich rzeczy. Przybyło ich przez miesiąc spędzony w Niemczech. Zastanawiała się jak pomieści to wszystko w walizkach, które i tak już się nie dopinały. Musiała jednak zabrać wszystko. Nie wiedział, czy jeszcze kiedyś tu wróci. Może kiedyś, ale na pewno już nie w te wakacje. Odwróciła się i podeszła dom szafki nocnej, aby ją opróżnić. Spojrzała na czarne pudełeczko. Usiadła na podłodze opierając się o brzeg łóżka. Uchyliła wieczko. Na jednej ze ścianek zauważyła białą strzałkę skierowaną w dół, której nocą nie dostrzegła. Odłożyła medalion na bok. Pudełko miało podwójne dno. Podważyła je lekko i wyjęła kopertę leżącą na dnie. W środku znajdował się list. Odłożyła pudełko i powoli rozgięła złożoną kartkę. Od razu rozpoznała pismo Adama: „Droga Klaudio! Kobiety nie znoszą, kiedy wypomina im się wiek. Jednak ty jesteś wyjątkowa i wiem, że nie gniewasz się za takie bzdury. Życzę, więc Ci jeszcze, co najmniej czterech takich dwudziestek, przepełnionych radością, szczęściem i zdrowiem. Życzę Ci zaliczenia wszystkich egzaminów, nie tylko tych uczelnianych, ale przede wszystkim tych, które „organizuje” nam życie. Życzę Ci także, aby uśmiech nie znikał nigdy z twojej twarzy, byś na zawsze i wbrew wszystkiemu pozostała sobą. Życzę Ci, abyś w tym zwariowanym świecie odnalazła swoją drugą połówkę. Życzę Ci... Mógłbym tak wyliczać w nieskończoność. Wiedz jedno. Życzę Ci, abyś doznała całego szczęścia, jakie jest na tym świecie i by spełniły się wszystkie twoje marzenia...”. Klaudia oderwała wzrok od kartki. Otarła łzy płynące po policzkach. Obiecała sobie, że będzie silna, że nie będzie płakać. Wróciła do czytania listu: „Nasza przyjaźń przetrwała, choć po drodze napotykaliśmy wiele przeszkód. Wielu z naszych znajomych, choć życzyli nam jak najlepiej, nie wierzyło w to, że uda nam się pokonać te trudności. Nie mówiłem o tym nikomu, ale i ja odczuwałem czasem obawę, wybiegając myślami w przód. Lecz, gdy ta obawa wzrastała w mym sercu, spoglądałem na nasze zdjęcie i wtedy już wiedziałem: nic i nikt nie rozdzieli Grupy KA, chyba, że tylko śmierć. Czytałaś „Anię z Zielonego Wzgórza”? Na pewno tak. Pamiętasz? Był tam taki wierszyk napisany przez Anię. Trzeba tylko zmienić jeden wyraz i będzie pasował do naszej trójki - „Trzy serca złączone, klucz rzucony w morze, nic nas nie rozdzieli, tylko Ty, o Boże”. Nic nas nie rozdzieli! Te kilometry, granice ustalone przez ludzi, nic nie znaczą wobec potęgo przyjaźni. Nasze serca zawsze będą blisko, nasze myśli zawsze będą sie splatać. Pamiętaj o tym. Wiesz co? Epikur miał rację mówiąc, że „Przyjaźń jest chyba największym darem, jaki mądrość może ofiarować, aby uczynić szczęśliwym całe życie”. Pozdrawiam Cię serdecznie. Wracaj do nas cała i zdrowa – Adam”. Klaudia złożyła list i schowała do pudełka. Założyła medalion na szyję i wstała, by dokończyć pakowanie. Zachwiała się. Usiadła z powrotem w tym samym miejscu. Podkuliła nogi, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać... Płakała tak długo, bardzo długo... Nie chciała być silna. Pragnęła tylko przytulić się do kogoś bliskiego. Czuła, że nie poradzi sobie z ciosem, jaki zadała jej życie. Studiowała psychologię, była wolontariuszką w hospicjum, widziała cierpienie i śmierć. Myślała, że jest gotowa na wszystko, że ma wystarczająco dużo siły, by pokonać wszystkie przeciwności losu. Często rozmawiała z osobami, które straciły bliskie swemu sercu osoby. Zawsze starała się poczuć to, co one. Teraz już wiedziała, co oni czuli. Dopiero teraz, tak naprawdę, mogła im powiedzieć z czystym sumieniem: wiem co czujesz. Otarła twarz z łez. Wstała i dokończyła pakowanie. Potem oddała klucze właścicielom i udała się na dworzec. Chciała jak najszybciej znaleźć się w Polsce. Chciała usłyszeć głos Konrada. Przytulić się do niego i do Anety, i razem z nimi, trzymając się za ręce, przygotować dla Adama ostatnią drogę. Ostatnie pożegnanie, jakiego nie widział świat, przepełnione przyjaźnią i miłością. Kilkanaście godzin później pociąg zatrzymał się na dworcu w Krakowie. Dopiero teraz tak naprawdę Klaudia uwierzyła w to, co się stało. Adam nie żył. Wyobraziła sobie roztrzaskany samochód przyjaciela. Poczuła jak po policzku spływa jej łza. Wysiadła z wagonu. Na peronie czekał na nią Konrad. Tylko Konrad. Jeszcze nigdy, przenigdy, nie witał jej sam. Zawsze stał obok niego Adam. I wtedy Klaudia rzucała bagaże na ziemię, biegła w ich stronę z uśmiechem na twarzy i rzucała sie w ich objęcia. Dziś niosła walizki ze sobą. Na twarzy nie było uśmiechu. Podeszła do Konrada, odstawiła bagaże i przytuliła sie do niego mocno. Stali tak przez chwilę milcząc. - Choć – powiedział cicho Konrad. Podniósł bagaże i udali się w stronę samochodu. Konrad przekręcił kluczyki w stacyjce. Zawarczał silnik. Wzrok Klaudii Przykuł czarny brelok otoczony srebrną ramką. Wyciągnęła do niego rękę i odpięła go od kluczyków. Podnosząc głowę napotkała wzrok Konrada. Jego spojrzenie zdawało się mówić: „To od Adama. Wiem, że i ty taki masz”. Konrad jednak nic nie powiedział. Skierowała wzrok na drogę i ruszył z parkingu. Klaudia obejrzała dokładnie brelok. Choć nie oplatały go srebrne różyczki, był tak samo piękny jak jej medalion. Spojrzała na jego tył: „Na przekór złemu losowi, który nieraz zechce nas rozdzielić – Grupa KA zawsze razem”. Choć dobrze wiedziała, co znajduje się w środku, powoli otworzyła brelok. Z fotografii wewnątrz uśmiechały się do niej trzy postacie. „Ty też taki miałeś, prawda? Czyżbyś coś przeczuwał Adasiu?” - pomyślała Klaudia zamykając delikatnie brelok. Po policzku Klaudii spłynęła łza. Otarła ją dłonią. Na skrzyżowaniu rozbłysło czerwone światło. Samochód zatrzymał się. Klaudia zdjęła wiszący na szyi medalion i podała go Konradowi. Spojrzał na niego. Nie zajrzał nawet do środka. Położył go na wciąż otwartej dłoni Klaudii i zamknął ją delikatnie swoją dłonią. Klaudia uczyniła to samo, wkładając brelok do dłoni Konrada, który próbował niezauważalnie otrzeć płynące z oczu łzy... Katarzyna Majdak - ZSZ nr 1 Kozienice - I nagroda - proza