Deklaracja dostępności
Ważne i ważniejsze
Siedzieli we trójkę przy jednym stoliku: Mariola,Oliwia i osoba będąca niejako przyczyną ich konfliktu – Robert. Ich spojrzenia błądziły po całym pomieszczeniu, byleby tylko nie zetknęły się ze sobą. Chwile płynęły w nieznośnym milczeniu. Pierwszy odezwał się Robert. Nie wiedząc co powiedzieć, rzekł: - Dziewczyn, ja naprawdę uważam, że moja obecność tutaj jest zbędna. Myślę, że powinnyście załatwić tę sprawę między sobą. - Zostań proszę. Dodajesz mi otuchy swoją obecnością – oponowała Oliwia. Mariola spojrzała na nią z pogardą. „Jak zwykle musi mieć przy sobie adwokata, nigdy nie potrafi sama sprostać wyzwaniom jakie nakłada na nią życie” - pomyślała w duchu. Aby nie okazywać zdenerwowania, stale bawiła się łyżeczką do kawy. Wyciągnęła z torebki lusterko, zamierzając poprawić delikatny makijaż. Zrobiła na złość dawnej przyjaciółce, która często prawiła wykłady na temat szkodliwego działania kosmetyków. Oliwia zawsze uważała, że Mariola ma bardzo ładną, aczkolwiek nietypową urodę. Teraz spostrzegła, iż po pobycie w tym ośrodku stała się jeszcze piękniejsza i bardziej pociągająca. Niegdyś była dumna, że jest powiernikiem sławnej i przez wszystkich lubianej Marioli, chociaż niejednokrotnie bolało ją to, że zawsze była trochę na uboczu, nie dorównywała kreatywnością i poczuciem humoru swojej przyjaciółce. Jednak cierpliwie czekała na czas, kiedy wreszcie i ona zabłyśnie. Nie spodziewała się, że będzie ją to tyle cierpień kosztowało. Wszystko zaczęło się od początku pierwszego roku szkolnego w gimnazjum. Dziewczyny znały się praktycznie od urodzenia. Ich mamy leżały podczas porodu na tej samej sali. Pani Iwona, matka Marioli, była identyczna, jak jej córka – równie pewna siebie, stale uśmiechnięta. Miała w sobie coś, co widocznie przyciągało ludzi. Oliwia po pani Marysi, swojej rodzicielce, odziedziczyła tylko wygląd zewnętrzny, resztę cech posiadała po ojcu. Obie panie, szczęśliwe matki, bardzo zżyły się ze sobą. Wspólnie przeżywały trudy, najpierw porodów, potem dorastania ich ukochanych dziewczynek. Pani Iwona cierpiała po rozstaniu z mężem, który wyparł się dziecka i wyjechał do Ameryki, gdzie związał się z inną kobietą. Matka Marioli była niezwykle silna, tak więc wkrótce zapomniała o zadanym jej bólu i postanowiła zająć się córeczką. Powróćmy jednak do dziejów przyjaźni głównych bohaterek. Na podaniu o przyjęcie do szkoły ponadpodstawowej dziewczyny napisały, że chciałyby być razem w klasie. Niestety dyrektor był nieugięty, nie pomógł nawet płacz – trafiły do innych klas. Już po paru tygodniach nowego roku szkolnego Mariola, nazywana przez wszystkich skrótowo Jolą, była w czołówce najbardziej znanych i lubianych osób w gimnazjum. Jak zazwyczaj, szczęście jej nie opuszczało. Odwrotna sytuacja wystąpiła u Oliwii. Nie mogła odnaleźć siebie pośród nowych twarzy, czuła się zagubiona. Nie potrafiła również poradzić sobie z przypływem nowych szkolnych obowiązków, znacznie obniżyła się w nauce. Mariola natomiast, ku uciesze swojej mamy, stała się klasowym asem. Wszyscy chłopcy byli zachwyceni jej urodą, poczuciem humoru. Dziewczyny podziwiały ją za umiejętność pogodzenia ze sobą nauki i dobrej zabawy. Potrafiła tak zorganizować sobie czas, by mogła należycie wywiązać się ze szkolnych obowiązków, a potem móc spotkać się z przyjaciółmi. Jak na razie wszystko jej się w życiu doskonale układało. Była bardzo zmienną osobą, stale otaczała się innym gronem znajomych, ale jedna postać czuwała wciąż przy niej – Oliwia. Powoli ich przyjaźń się regenerowała. Może dzięki tej separacji połączyło je nowe uczucie; zrozumiały, że są dla siebie najważniejsze. Mariola nie mogąc się wprost odgonić od licznych wielbicieli, średnio co miesiąc zmieniała chłopaka. Przy czym Oliwia, która została obdarowana nieznacznie gorszą urodą od niej, nadal pozostawała sama, śmiejąc się, że czeka na wymarzonego księcia mającego przybyć na białym rumaku. Dziewczyny były już w drugiej klasie. W ciągu roku Oliwia znacznie się zmieniła; stała się podobna do dawnego swojego ideału – Joli. Wspólnie chodziły na imprezy, poznawały nowych ludzie,. Gospodarz takiego właśnie przyjęcia któregoś dnia zaproponował im papierosa. Mariola, jak zazwyczaj, nie zamierzała „odstawać” od grupy, więc przyjęła tę propozycję. Potem paliła nałogowo. Oliwia pokierowała się własnym rozumem i odmówiła; wbrew oczekiwaniom Joli nie została odrzucona przez grupę, w pewnym sensie przeciwnie, zyskała poważanie i szacunek. Na jednej z prywatek, w której uczestniczyły obie dziewczyny, pojawił się pewien chłopak, będący na ustach każdej dziewczyny w mieście – Robert. Gdy wszedł do domu, Oliwia, która pierwszy raz widziała takie, jak się wyraziła cudo, oniemiała z zachwytu. Ku jej niewyobrażalnej radości, przechodząc obok niej uśmiechnął i spojrzał na Oliwkę z zachwytem, bo trzeba przyznać, że wyglądała niesamowicie: miała na sobie długą białą bluzkę w modnym kroju przepasaną brązowym paskiem z dużą klamrą; gęste blond włosy sięgające pasa, jak nigdy, rozpuściła. Brakowało jej tylko śmiałości i mogłaby wiele zwojować. Oczywiście, wyprzedziła ją w tym Mariola, która sprytnie sprawiła, że zetknęła się z Robertem. Biedny chłopak, nie wiedział do kogo „startować”, Jola była bliżej i wydawała się sympatyczniejsza, więc wybrał ją. Od tamtej pory przez długi czas, aż do nieszczęśliwego wypadku, Oliwia z Robertem unikali się, a z tą drugą zaczęło się od tańca; potem spotykali się regularnie w parku i różnorodnych zacisznych miejscach, gdzie mogli cieszyć się wspólnie spędzonymi chwilami. Oboje byli ślepo zakochani i nie widzieli poza sobą świata. Właśnie wtedy, gdy pomiędzy Jolą a Oliwią znów zaczęło się układać., pierwsza z nich zapomniała także o istnieniu drugiej. Po około sześciu miesiącach chodzenia ze sobą Mariola postanowiła przedstawić swojego chłopaka mnie. Liczyła, że łączy ich trwałe uczucie. Pani Iwona była oczarowana wyborem córki, chociaż uważała, że jeszcze za wcześnie na takie związki, ale Jola była zbyt zakochana, żeby słuchać rad mamy. Brakowało jej czasu nawet na lekcje, liczył się tylko on, przez co jej oceny pogorszyły się. Oliwia zaczęła się tym szczerze martwić. Postanowiła darować swej jedynej przyjaciółce, że ją odrzuciła zajmując się wyłącznie swoim chłopakiem, i porozmawiać o skutkach takiego postępowania. Nie dość, że rozmowa nie przyniosła pożądanych efektów, to poróżniła obie strony. Jola tak się wściekła, że dopuściła się niedorzeczności: oskarżyła Oliwię, iż próbuje odwieść ją od Roberta, aby potem sama zająć jej miejsce. Tego dziewczyna już nie zniosła, wyszła z domu znienawidzonej, w tej chwili, przyjaciółki i udała się na długi spacer. Nie ukrywała, że Robert jest przystojnym chłopakiem i podoba jej się, ale nigdy nie odważyłaby się odbić go najlepszej koleżance! Po pewnym czasie jej złość minęła, liczyła na to, że Jola przyjdzie ją przeprosić, ale nigdy tak się nie stało. W szkole unikały nawet własnych spojrzeń. „Dokąd ta zabawa będzie trwała?!” - zastanawiała się Oliwia. „Ale niech się nie spodziewa, że ja pierwsza wyciągnę do niej dłoń!” Marioli także było ciężko, mimo że próbowała beztrosko spędzać czas ze swoim chłopakiem, stale rozmyślała, jak zakończyć ten spór; ona także nie zamierzała przepraszać drugiej strony. „Trudno, musimy nauczyć się żyć bez siebie; długo tak nie wytrzyma, ja mam chłopaka i wielu znajomych, a ona ... tylko siebie” - przewidywała Jola. Zbliżały się wakacje. Minęły dwa miesiące od kiedy dziewczyny ostatni raz odezwały się do siebie. Pani Iwona i pani Marysia, które nadal łączyła specyficzna więź,przeczuwały, że dzieje się coś niedobrego pomiędzy ich córkami. W związku z tym przygotowały chytry plan. Zamierzały pod pozorem spędzenia wakacji wyłącznie z matką, namówić każdą dziewczynę z osobna do wyjazdu nad morze. Niczego nieświadome małe kobietki chętnie przystały na tę propozycję. Pierwsza grupa w składzie: pani Marysia i Oliwia miała wyruszyć w trasę już na początku lipca, druga, czyli: pani Iwona i Mariola, tydzień później. Oliwia, która każde wakacje spędzała z rodzicami, w różnych częściach Polski nie przyjęła tej wiadomości zbyt entuzjastycznie, ale wolała to niż samotne siedzenie w domu przez całe wakacje. Jola, słysząc wieść o wyjeździe, była mile zaskoczona, że padła ona z ust wiecznie zapracowanej mamy. Zwykle wakacje spędzała u babci, z kolegami na koloniach, bądź po prostu w domu. Dla mamy Marioli wyjazd na przeciwny koniec kraju był także okazją do pokazania się w roli kierowcy. Zdała bowiem w końcu, co prawda za czwartym razem, egzamin na prawo jazdy. Niestety, wkrótce się okazało, że sam dokument nie zapewnia potrzebnych umiejętności. To lato było wyjątkowo upalne i nie ma co się dziwić, że podróż tak zmęczyła obie panie. Koszmarem wydawałaby się jazda samochodem w taką pogodę, poza tym żadna z nich nie posiadała prawa jazdy. Były zmuszone dotrzeć na miejsce pociągiem, ponieważ mąż Marysi nie mógł uzyskać urlopu. Podróż trwała cały dzień i całą noc, ale na pocieszenie czekał na nie u celu wykwintny hotel. Pierwsze dni poświęciły na zaaklimatyzowanie i, jak zaplanowała mama Oliwii, nacieszenie się sobą, póki nie przyjadą ich przyjaciółki, a wtedy zwaśnione strony pogodzą się i zapewne nie będą mogły się od siebie odkleić. W dzień wyjazdu drugiej drużyny warunki atmosferyczne dorównywały lub przerastały te sprzed tygodnia. Rodzinka wyruszyła o świcie. Wieczorem, po kilkunastogodzinnej jeździe zmęczenie dawało się im we znaki, a szczególnie pani Iwonie, która pełniła rolę kierowcy i starała się jak najszybciej dotrzeć na miejsce, bo morze widziała tylko na pocztówkach i ekranie telewizora. Nagle zawróciło się jej w głowie i gdy trzeźwo spojrzała na drogę, spostrzegła, że jedzie po niewłaściwym pasie, a na domiar złego na wprost ich małego forda sunęła z ogromną prędkością cysterna! Nie było wyjścia, musiała zjechać do rowu, by uniknąć zderzenia czołowego ... Gdy Mariola się przebudziła, uczuła silny ból na całym ciele. Nie mogła się poruszyć. Oniemiała rozglądała się po sali zastanawiając się, gdzie się znajduje i dlaczego. Przez dłuższy czas leżała nieruchoma, próbując oprzytomnieć. Wreszcie przyszła do niej pielęgniarka, czule się uśmiechając i zapytała o samopoczucie. Jola odpowiedziała tym samym, tyle że sztucznym uśmiechem, na nic więcej nie miała ani ochoty ani siły. Po chwili znów zasnęła. Obudziła się, gdy przyszedł do niej lekarz. Zapytała o mamę. Jakby zza światów dotarły do niej słowa lekarza: - Twoja mama była dzielną kobietą, bądź z niej dumna, poświęciła życie dla innych ... w wyniku odniesionych obrażeń zmarła .. Doktor coś jeszcze mówił, lecz Mariola nie słuchała. Łzy kapały jej z oczu strumieniami. Była załamana i jednocześnie wściekła. W jej mózgu zakołatała decyzja: „Pobiegnę do drzwi balkonowych, akurat są otwarte ... skoczę ... Wydaje mi się, że jesteśmy dość wysoko nad ziemią.” Odwróciła głowę spoglądając w okno. Nie wiedziała, że lekarz stoi obok niej i nadal coś tłumaczy. Próbowała wstać, by dokonać zamierzonego celu, lecz w tej chwili zdała sobie sprawę, że nie czuje nóg! Nie mogła nimi poruszyć! Zrozumiała. Obiły jej się o uszy słowa doktora: „...masz sparaliżowane nogi, przez dłuższy czas nie będziesz mogła chodzić ... tylko wytrwałe ćwiczenia mogą ...” To jakiś przebrzydły koszmar!!! W jej wnętrzu wszystko kipiało. Uderzyła sie ręką w policzek, raz, drugi, mając nadzieję, że za chwilę się obudzi i będzie się znajdować w wygodnym łóżku, lecz niestety jej oczekiwania nie spełniły się, więc zaczęła się wić, bić nawet lekarza, ostatecznie przegrała. Powstrzymana przez cały zastęp służby zdrowia, padła na łóżko szpitalne i zasnęła. Jola spędziła rok w specjalnym ośrodku rehabilitacyjno-wychowawczym w Stanach Zjednoczonych, w którym za pobyt zapłacił ojciec dziewczyny, pan Ernest. Dowiedziawszy się o śmierci byłej małżonki i stanie fizycznym oraz psychicznym Marioli, zareagował na głosy nękającego go sumienia i ze skruchą powrócił do ojczystego kraju. Jego córka nie orientowała się, kim jest; dla niego była to wygodna sytuacja. Warto wspomnieć, dlaczego dziewczyna znalazła się we wspomnianym ośrodku. Wróciwszy ze szpitala zamieszkała u babci. Nadal miała bezwładne nogi, a na dodatek słysząc o rehabilitacji, wpadła w szał. Nie panowała nad sobą. Pewnego dnia Mariola upozorowała pogodny stan psychiczny i próbowała namówić opiekunkę na samodzielny spacer, tłumacząc, że pragnie pozbierać swoje myśli i „wrócić” do normalnego życia. Tak naprawdę zamierzała utopić się w pobliskim stawie. Najwidoczniej Bóg chciał, żeby żyła, bo w porę zjawił się spacerujący nieopodal mężczyzna, który ją uratował. Dał Joli solidną burę, myśląc, że jak większość młodych ludzi, próbowała się zabić przez chłopaka. Skąd mógł wiedzieć, co się wydarzyło w jej życiu. Dziewczyna niejednokrotnie chciała popełnić samobójstwo, lecz coś trzymało ją na ziemi, wśród żywych. W końcu popadła w depresję i dzięki niemu podjęła nieświadomie leczenie. Wytrwale ćwicząc osiągnęła to, co wydawało jej się niemożliwym: stanęła o własnych nogach! Ojciec i ona nie posiadali się z radości. Między innymi dzięki temu zdarzeniu jej stan psychiczny poprawiał się. Znów wszystko zaczęło się w jej życiu układać. Wybaczyła tacie, że wyparł się swego dziecka. Odtąd mieszkała w Ameryce Północnej. Oliwia przeżyła w niewyobrażalny sposób wypadek przyjaciółki. Niestety mimo jej szczerych chęci, nie miały okazji, żeby się spotkać. Musiała ułożyć sobie życie, w końcu liczyła już siedemnaście wiosen. Robert początkowo odwiedzał Mariolę, a w końcu zupełnie stracił nadzieję na jej wyzdrowienie i postanowił o niej zapomnieć. Wbrew pozorom nie przyszło mu to łatwo. Na szczęście los chciał, by złączył się z Oliwią i znalazł w niej podporę. Stanowili naprawdę udany, poważny związek, oparty na solidnych fundamentach. Mariola dawno już nie widział swojej babci, która tak bardzo jej w życiu pomogła, więc za namową taty zamierzała spędzić wakacje w Polsce. Przysporzyło jej to niemało bólu i cierpkich wspomnień, a wśród nich znalazł się Robert. Spotkała go przypadkiem, w parku. Początkowo go nie zauważyła, lecz gdy nachalnie się w nią wpatrywał, rozpoznała swoją byłą miłość. Ich spotkanie było nader wstrzemięźliwe i dla nich obojga nieprzyjemne. Podczas rozmowy Robert wyjawił, że jest teraz z Oliwią. Mariola chciała ją zobaczyć i zrzucać na nią złość, która w tym momencie ją opanowała, więc poprosiła o spotkanie. To miała być rozmowa tylko między dziewczynami, lecz stało się inaczej. Magdalena Maj - PG nr1 Kozienice - II nagroda - proza