Deklaracja dostępności
Legenda Hoor
Dawno, dawno temu, w ubogiej francuskiej rodzinie Dasmenów, urodziło się długo wyczekiwane dziecko. Rodzice, starsi ludzie, aby uczcić to wydarzenie, nadali mu niespotykane, nawet jak na owe czasy imię. Chłopiec miał nazywać się Hoor, co w dosłownym tłumaczeniu znaczyło dobry, silny i niepowtarzalny. Mijały lata. Horr był dobrym, posłusznym dzieckiem, potem odważnym, sprawiedliwym, kochającym rodziców młodzieńcem. Ponieważ od dzieciństwa interesowało go łucznictwo i szermierka, każdą wolną chwilę spędzał na doskonaleniu własnych umiejętności. Ojciec, obserwując poczynania syna, doszedł do wniosku, ze musi z nim przeprowadzić poważną rozmowę. - Synu, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że sztuki walki, którymi coraz bieglej się posługujesz, mogą, źle wykorzystane, stać się przyczyną wielu kłopotów, a nawet zguby? - Tak ojcze, ale ja nie ćwiczę po to, by wykorzystywać swoją przewagę w nierównej walce. Robię to po to, by być sprawnym, ćwiczyć swój umysł i ciało. - Cieszę się, chłopcze, że to rozumiesz. Obiecaj mi jedno. Jesteśmy już z mamą starszymi ludźmi i pewnie niedługo będziemy tu jeszcze na ziemi... Obiecaj, że nigdy nie będziesz walczył nieczysto, że swoje umiejętności wykorzystywał będziesz w szlachetnych celach. - Ojcze- wykrzyknął wzruszony Hoor – przecież nie musisz prosić o rzeczy tak oczywiste! Zawsze wpajaliście mi uczciwość, szacunek dla innych. Waszym naukom mam zamiar być wierny przez całe życie. Ta rozmowa utkwiła Hoorowi w pamięci. Ilekroć brał udział w zawodach, pamiętał o tym, by walczyć uczciwie, szanować przeciwników. Szybko zyskał sobie miano najlepszego łucznika i szermierza w kraju. Zapraszano go na różnorakie zawody, z których, w większości, wychodził jako zwycięzca. Wszędzie był rozpoznawany, szanowany i podziwiany. Jednak pewnego razu, szczęście się od niego odwróciło. Podczas zawodów łuczniczych, łuk mężczyzny pękł, a strzała trafiła prosto w serce przeciwnika, zabijając go. Nad Hoorem zebrały się czarne chmury. Natychmiast postawiono go przed sądem i skazano na wygnanie z kraju. Wyrok ten, konieczność rozłąki z ukochanymi rodzicami, życie z dala od ojczyzny, były dla mężczyzny ogromnym ciosem. Wtedy postanowił, że nie będzie już nigdy brał do ręki łuku i szpady, które były przyczyną jego nieszczęścia. Osamotniony, nieszczęśliwy, długo błąkał się po świecie, aż wreszcie trafił do Anglii. W tym kraju znalazł pracę, przyjaciół, kupił dom...Żeby zagłuszyć niewymowną tęsknotę, bardzo dużo pracował, pomagał innym. Nigdy i nikomu nie przyznał się jednak kim jest naprawdę, co potrafi. Pod przybranym imieniem Nero wiódł spokojne życie, często uciekając w swoją samotność. Minęło ponad pięć lat. Hoor coraz bardziej tęsknił za rodzicami. Serce „mówiło mu”, że jeśli chce ich jeszcze zobaczyć, musi się pospieszyć. Targało nim szereg wątpliwości, ale w końcu zwyciężyła miłość do matki i ojca i postanowił, że jako Nero, wróci do Francji by zobaczyć tych, których kochał nad życie. Przygotowania do podróży nie trwały długo, gdyż Hoor zabrał ze sobą tylko łuk i ukochaną, srebrną szpadę. Kiedy dotarł do rodzinnej Francji wzmógł czujność. Aby nie być rozpoznanym, szedł bocznymi drogami, polami, w pobliżu lasów, które w razie niebezpieczeństwa mogły dać schronienie. I właśnie w pobliżu ciemnego, ponurego lasu, wydarzyło się pewnego razu coś, co wpłynęło na dalsze życie Hoora. Był chłodny, jesienny wieczór. Mężczyzna, po całodziennej wędrówce, rozglądał się już za miejscem na nocleg. Nagle, z pobliskich krzaków, usłyszał kobiecy głos wzywający pomocy. Bezszelestnie zakradł się w tamtym kierunku. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach. Na zapuszczonej, leśnej dróżce, starsza kobieta bezskutecznie próbował wyrwać się mężczyźnie, który jedną ręką dusił ją za szyję, a drugą zrywał z niej sakiewkę. Horr wyskoczył zza krzaków głośno wzywając napastnika, aby puścił niewiastę. Tamten jednak ani myślał spełnić żądania. Przerażona kobieta krzyczała coraz rozpaczliwiej. Hoor wiedział, że musi zareagować jak najszybciej. Przed oczyma „stanęła mu’ rozmowa z ojcem, feralne zawody, dana sobie obietnica...Widząc jednak, że bandyta „nie odpuszcza”, sięgnął po szpadę. Teraz wszystko potoczyło się w mgnieniu oka. Przerażony napastnik szybko zrozumiał, ze nie ma szans, padł na kolana i zaczął błagać o litość. Nero związał go, zostawił na poboczu drogi, kobietę zaś odprowadził do pierwszych zabudowań i szybko zniknął w ciemnościach. Od tego czasu, z różnych części kraju, dochodziły wieści o tajemniczym mężczyźnie pomagającym ludziom i nie oczekującym na jakąkolwiek zapłatę... Minął już ponad miesiąc od czasu, kiedy Nero wyruszył w drogę. Gdy wreszcie stanął na rogatkach swojej rodzinnej miejscowości, wzruszenie odebrało mu mowę. Skierował się w stronę rodzinnego domu. Kiedy przekroczył jego próg, serce biło mu jak oszalałe. Pod oknem, na malutkich stołeczkach siedziała para siwych jak gołąbki, starszych ludzi i z tęsknotą patrzyła przez okno. Mężczyzna jednym skokiem pokonał całą izbę i przypadł do kolan staruszków. Rodzice rozpoznali go natychmiast, a na ich twarzach zakwitło niewymowne szczęście. Powiedzieli synowi, że tylko wiara w to, że go jeszcze kiedyś zobaczą, trzymała ich przy życiu. I rzeczywiście. Niedługo po powrocie Hoora do domu, staruszkowie zmarli. Mężczyzny nic już nie trzymało w domu, ba, musiał go szybko opuścić, żeby nie być rozpoznanym. Skrył się w pobliskich lasach, gdzie z czasem zbudował wygodny szałas, zaczął hodować zwierzęta. Nie utrzymywał kontaktów z ludźmi w obawie przed zdemaskowaniem, ale cały czas pomagał tym, którzy pomocy potrzebowali. Do końca życia wierny był przysiędze złożonej ojcu – swoje umiejętności wykorzystywał tylko po to, by nieść dobro i sprawiedliwość. Ludzie szybko nazwali tajemniczego nieznajomego drugim Robin Hodem, ja pozostanę przy Legendzie Hoora. Weronika Ukleja - PSP Nowa Wieś - III nagroda - proza