Deklaracja dostępności
Śpiew dzwoneczków
Będąc na wycieczce autokarowej w 1974 roku w Związku Radzieckim (obecnie Rosja) zwiedzaliśmy różne miasta i wioski. Wycieczka trwała dziesięć dni. Przejeżdżaliśmy przez wiele miejscowości. Krajobrazy były piękne, ale jakże – smutne ... Ani jednego krzyża, ani jednej kapliczki przydrożnej. Na wzniesieniach w wioskach i miastach, z daleka widoczne były pomniki Lenina. Myśmy nazywali go „Stryj”. Nie wszyscy wiedzieli, o kim mówimy, kogo tak nazywamy. Wycieczka trwała. Któregoś dnia mieliśmy zwiedzać Chatyń – jedną z wiosek niedaleko Mińska (obecnie Białoruś) którą Niemcy w czasie II wojny światowej spacyfikowali. Spalili wszystkich ludzi i domy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyż i u nas w Polsce, podobny los spotkał wiele wsi i ludzi gdyby – nie te dzwoneczki ... Dochodząc do wsi, z daleka, może z około dwóch kilometrów, zobaczyliśmy – ogromny, naprawdę ogromny pomnik odlany z brązu, który przedstawiał chłopca, rolnika, w rubaszce i boso, niosącego na rękach zabitego chłopca. Monument swoim ogromem i wyrazem zrobił na nas ogromne wrażenie. Ukazał nie tylko ludzką tragedię. Trudno opisać c o patrząc czuliśmy. Doszliśmy do wsi, której praktycznie nie było. W miejscach, w których kiedyś stały budynki – były zrobione podmurówki, zamiast pieców, wysokie metalowe pręty, zakończone ... dzwoneczkami... Wszyscy w milczeniu – stanęliśmy. Cisza ... Zaduma ... Zamyślenie ... nad wspaniałą architektoniczną – rzeźbiarską kompozycją przestrzenną, będącą hołdem, złożonym – Tym, którzy zginęli podczas okupacji hitlerowskiej. Zbliżała się godzina dwunasta. Ludzie rozeszli się. Każdy oglądał to, co go najbardziej interesowało. Ja i kilkoro moich znajomych stanęliśmy. Ktoś zaczął odmawiać modlitwę... Reszta wycieczki – dołączyła się i wszyscy razem zmówiliśmy pacierz. Cisza, najmniejszego powiewu wiatru. Samo południe. No i właśnie wtedy, jak na komendę , jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, poruszyły się te zamocowane na końcu metalowego pręta dzwoneczki i rozśpiewały się. Wszystkie naraz... Wstrzymaliśmy oddech. To było niesamowite. Melodię trudno opisać, była taka smutna ... rzewna ... chwytająca za serce. Trwało to kilka chwil. Naraz wszystko ucichło. Patrzyliśmy na siebie, bardzo poruszeni, oniemiali. Nad nami w górze leciały gołębie srebrząc się w słońcu. Zrobiło się cichutko ... dzwoneczki zamilkły ... Powoli powracaliśmy do rzeczywistości. Powiedziałam: Jak smutno ... ale jak cudownie ...Wszędzie jest Bóg. Od tego czasu minęło wiele lat. Ja jednak wciąż mam w pamięci tę wspaniałą przestrzenną kompozycję rzeźbiarsko – architektoniczną i niesamowity–smutny śpiew – tych... dzwoneczków... Teresa Kulbicka-Sapieja - wyróżnienie - proza