Deklaracja dostępności
Halina Markowska-Budniak - kategoria poezja - I miejsce
ta przestrzeń ma magiczną siłę znów byłem tam, gdzie rośnie cisza i drzewa szumią najbezpieczniej. pod gruszą cień znajomy usiadł i rozmawiałem z nim jak dawniej lecz zniknął kamień, co przez lata strzegł progu domu przed złym losem. już go nie chroni płot i brama. furtka na haczyk zamykana wzniosły się krztusząc żrącym dymem beżowe kafle potrzaskane i rozsypana sterta cegieł odsłania splot kamieni polnych - wianuszkiem w murze zatopionych, okrągłych jak orzechy włoskie widziałaś – zobacz - skąd się wzięły. ciekawi powód ich istnienia czy miały równać otwór szybra. nikt nas nie słyszy. cienie znikły i milczą gruzy. (ty z rozrzewnieniem zdjęcia klikasz) tam gdzie mnie nie ma każdy dzień przybliża kres wędrówki. noce i dnie jak koła pociągu przesuwają rozedrgane krajobrazy ponad kwitnące sady dziecięcych wspomnień dom zniknął wraz z nadejściem wiosny. wtopił się w dzikość bzów smukłość leszczyn i dzikiego wina został zapach zmurszałych bali i osmalonych pni skorupa ziemi krwawi. gdzieniegdzie koronki cieni prześwietlają rude trawniki i szare liście łopianów pod stopami skrzypią białe kamyki. pusto w studziennym kręgu kożuch zmurszałych liści i zardzewiałe wiadro porastające mchem korba uwolniona z łańcucha skacze do gardła "baśka" chudła w oczach. leżała na boku w zielonym morzu traw jak biały wieloryb na brzegu a chmary much wpełzały jej do oczu niegdyś kasztanowo-beżowa głowa z czarną grzywą była teraz szaro-biała. jej głos z dnia na dzień stawał się coraz bardziej przejmujący i chrapliwy przerywaliśmy zabawę aby biec z wiaderkiem wody z garścią trawy ale dziadek nakazywał nie zbliżać się do niej babcia milczała - gdy pytaliśmy - odwracała twarz i wycierała nos w fartuchu któregoś ranka „baśka” rozpłynęła się wraz z białą mgłą pozostawiając zryte wzgórze i wygniecione trawy