***
ciekawy pokusą
labiryntu bloków
samotny autobus
wbija się w powietrze
rozsuwają się przed nim
zasłony miasta
lustrzane twarze okien
przykrywają tajemnicą
oddzielne światy
lampy – złamane gwiazdy
udają blask słońca
wiecznie niewyspane
płynę po łuskach ryby
wielkiej i srebrzystej
wiatr oddycha zatrutym
ciężkim powietrzem
ciemność nad miastem
przeciąga się jak dachowiec
grając w złudzenia
widzę ćmy nocne – ludzi
ale częściej zjawy cieni drzew
światło Luny głaszcze
przednie szyby
niezaspokojona ciekawość nudzi
autobus ukołysany bezsennością
usypia na końcowej stacji
Drzewo
kameleon barw
gałęzie - twarde szorstkie ornamenty
wędrowcy do chmur przywiązani do ziemi
wojną o życie pniem płaczącym żywicznymi łzami
zachłannie tnącymi glebę spragnionymi korzeniami
słoneczny pokarm chłonie drżącą zielenią liści rozkołysaną
fontanną własnego istnienia jest rozświergotanym domem ptakom
ludziom drewnem schronieniem natchnieniem elementem ogrodu życia
owadom zastawionym stołem a samemu sobie odizolowaną samotnością
niby od niechcenia dotykającą korzeniami korzeni bliźniego wyrywając
sobie wzajemnie przetrwanie jest majestatyczne i bezdomne pod niebem
na oślep rzucające nasiona w pojedynku z czasem o byt bezbronne
jeszcze głaszczące ziemię cieniem rosnące w czasie
śmiertelne
później
chore
suche
przeszłe
***
tutaj
żal podnosi obcięte głowy
i ludzie są bardziej niemi
białe łóżka gasną
jedno po drugim
więdną dziurawe od kroplówek ręce
ciemnieje krew
śmierć płynie tędy gęstą rzeką
moja babcia
była tu jeszcze wczoraj
głodne oczy wyczekiwały ulgi
gdy opuściły ją już wszystkie inne słowa
ciągle pamiętała i szeptała modlitwy
stoickie ściany
wchłonęły ostatnie spojrzenie
została drętwa pustka
cisza schodząca w głębie ziemi
i moja miłość płonąca
w lodowatym zniczu
dwoje oczu w oknie Nieba