Deklaracja dostępności
Żaneta Makowiecka - kategoria dorośli - proza - wyróżnienie
Córka Tato, pomożesz? Dziś poszłam na grób ojca. Jest blisko domu babci Bożenki. Zapaliłam świeczkę. I sobie pogadałam. Może mój szept dosięgnął go tam w chmurach... Powiedziałam mniej więcej tak: „Mam nadzieję, że mnie słyszysz. Nawet Cię dobrze nie pamiętam. Wiem tylko, że zamarzłeś jak wracałeś z popitki z kolegami. Niezbyt ciekawa śmierć Cię spotkała. Ale nawet mi Ciebie szkoda. Jedyne co pamiętam, to, że niosłeś mnie na barana. No, może jeszcze też to, że kiedyś schowałam się za twoją nogą i nie pozwoliłeś mnie matce sprać. To znaczy, że złym człowiekiem nie byłeś. Tylko takim zagubionym… No, więc jakoś tak mi smutno. Bo wiesz, ta Nikola i Oliwier to jednak siostra i brat, a mają przerąbane. Wolałabym, żeby mieszkali ze mną i z babcią. Ale to nie ich babcia. Przykre. Ale jak dasz radę, to wymódl mi - może jednak ktoś Cię posłucha, mimo takiego pokręconego życia - żebym kiedyś, jak dorosnę, mogła ich adoptować. Będę dla nich dobra i wynagrodzę im to tłuczenie po głowie i inne takie „atrakcje”. No, dobra tata, to pa!” No, więc właśnie o tym marzę. Chcę mieć szczęśliwą, fajną rodzinę. Dreszcz Znów przebiegł mnie dreszcz. Popatrzyłam matce w oczy. Uciekła. Poczułam ściskanie w żołądku. To chyba niepokój. - Ale Nikolka jest bardzo, bardzo chora? - Tak, tak – odpowiedziała zdawkowo niby najbliższa mi osoba.- Bierz się za to okno! – popędziła mnie. „Jak zwykle” - pomyślałam wtedy. „Jestem prawie dorosła, mam piętnaście lat a ona traktuje mnie jak „wynieś, przynieś, pozamiataj! Dopiero jakbym umarła, to by może jej się żal zrobiło”. I wzięłam gąbkę, żeby namydlić szkło a w gardle znów gula dała znać o sobie. Na szczęście powstrzymałam łzy. Nie pokażę tej trzęsącej się galaretki w środku. Przypomniałam sobie jak byłam małą dziewczynką. Ciągle mnie spychała z kolan i burczała, że albo popsuję jej fryzurę, albo upaskudzę ubranie brudnymi łapami. No, koszmar! Teraz poczułam się podobnie. Cóż, normalka, znów oberwałam po głowie. - Mamo, głodny jestem – wbiegł do kuchni pięcioletni Oli. - To se weź bułkę – powiedziała niewyraźnie moja mać, przez tego okropnego papierosa w kąciku ust, jednocześnie trąc w zlewie gar. Wszystko zawsze robiła z petem w buzi. Tęsknię za Nikusią. Od paru miesięcy, kiedy przyjeżdżam tutaj w odwiedziny, ona zawsze mówi, że a to mała jest u swoich dziadków, a to w szpitalu. Ostatnio, jak chciałam pójść do tego szpitala, nie pozwoliła mi jej odwiedzić, bo niby tylko pełnoletni mogą. Od kiedy matka ma nowego gacha, czyli już dobrych sześć lat, mieszkam u babci i przychodzę tylko jak „ten” jedzie w trasę. Kierowca ciężarówek, wiadomo, często wyjeżdża. Działamy na siebie podobnie jak torreador i byk. Ja tylko mówię mu jak jest naprawdę a ten psychol zaraz dostaje białej gorączki. Zgrzyta zębami, kruszy szklanki w rękach, rzuca stołkami. Normalnie nienormalny świr. A malutka jest taka fajna. Jakoś długo nie chodzi ale zawsze potrafi się tak fajnie wtulić i patrzeć. Mnie to, że jest taka niezdarna wcale nie przeszkadza. He, he sama z ledwością piłkę łapię i czasem potykam się o własne nogi. 4 Babuszka - A co tam u mamy? – zapytała niby niewinnie babcia. - Bez zmian – odpowiedziałam bezbarwnie. - Był jej chłop? - No, co ty, babciu, wiesz, że najpierw dzwonię i sprawdzam, czy wyjechał. - Narzekała na mojego Waldka ale ten Krzysztof to jeszcze większa cholera – skwitowała jak zwykle starsza kobieta. – A maluchy, rosną? – dopytała jeszcze. Zaczęłam więc opowiadać o Olim – głodomorze, że lubi biegać i bazgrać po gazetach. - No, a mała, dalej taka opóźniona? Chodzi już?– drążyła babcia. Na więcej pytań nie umiałam odpowiedzieć. Zezłościło mnie, że wszyscy pytają o to chodzenie a do tego matka ciągle powtarza, że Nikola jest w szpitalu. To pewnie przez to niby nierozgarnięcie… Ale wiem, że lepiej nie pytać. Natalia Natka to moja najlepsza kumpela. Lubię do niej chodzić. Gadamy, odprowadzamy się bez końca. Najfajniejsze jest jednak to, że ma ojca, matkę i brata. Wszyscy mieszkają razem. Fajnie na nich patrzeć. Kiedyś też będę miała taką rodzinę. Tylko dzieci będzie więcej, tak z pięcioro. A facet to będzie ideał. I będziemy mieć stadko kotów. Póki co mam jednego – nazwałam go Szuszun, bo to brzmi jak szept, którym zdradzam mu swoje najskrytsze tajemnice. Znalazłam futrzaka jak był mały a babciunia, o dziwo, bo nie zawsze bywa słodziutka, pozwoliła mi go przygarnąć. Jest miękki, cieplutki a jak się do niego przytulę, to tak wyraźnie bije mu serducho. -To, co robimy ten plakat? – zagadnęła Nati przewracając oczami. Facetka od plastyki kazała nam zrobić pracę na konkurs o tym jak segregować śmieci. Mamy do tego wymyślić jakąś poezję. Makabra normalnie. - To może tekst będzie taki „Segreguj śmieci, bo nie będziesz miał na dzieci!” – zaśmiałam się. - He, he, może jednak coś bardziej, bardziej – mrugnęła do mnie Natalia. W końcu stanęło na „Dbaj o naturę, pokażesz kulturę!” i kilku rysunkach. Jakoś się nada – stwierdziłyśmy. Zwłaszcza, że moja przyjaciółka (chyba mogę tak powiedzieć?) wszystko robi tak czyściutko i starannie – nie to, co ja – zawsze jakieś bazgroty, nierówno i wybabrane klejem. A potem zatęskniłam za moim kociakiem i zaczęłyśmy się żegnać i odprowadzać: raz ona mnie, raz ja ją, a potem znowu ona mnie. Uwielbiam to. To 'tylko' słowa malca Nie udało się. Dziś nie zadzwoniłam. Bazowałam na tym, co ostatnio mówiła mama. A tu zonk – jest Krzysztof. - Co mała? Jak tam twoi faceci? „Przestań, zboku!” - pomyślałam - Nijak – odpowiedziałam tylko, robiąc manewr, by go wyminąć. - Masz tu piątaka na loda – wyciągnął do mnie rękę z monetą. Brzydziłam się tych obleśnych pieniędzy. Odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z domu. - Wariatka! - usłyszałam tylko zbiegając ze schodków przed ich domem. Ale na loda poszłam. Za swoje. W zasadzie otrzymane od babci. Do tego wzięłam Olego za rękę. Dla niego też mi starczy na jakiś lód na patyku. Kupiliśmy sobie i lizaliśmy ze smakiem, naśladując 'lodowe' reklamy. - A dlaczego Nikola tak wzescała? – zapytał mały ni stąd, ni zowąd. - Kiedy? - serce zabiło mi gwałtowniej, aż poczułam ból uderzającej w tętnicach krwi. 4 - No, jak ją tata kopnął tym brązowym butem – zilustrował z rozmachem okrutny gest. - Dawno to było? - dopytałam. - A w zimie, jak chciałem iść na sanki - z prostotą dodał. - Powzescała, powzescała a potem posła spać – kontynuował po chwili swoją opowieść mój braciszek, coraz bardziej się kuląc. - Tatuś zawinął ją w koc i zawiózł do spitala. Tam mieska, wiesz? Poczułam tylko, że łzy spływają mi po policzkach. Nie doceniłam nawet, że młody pierwszy raz powiedział coś bez seplenienia. Myślałam tylko o jednym - bestia ją pobiła i mała jest w szpitalu? Biedna. - A ciebie biją? - zapytałam Oliwiera. - E, nie... Tylko casami, jak jestem niegzeczny – wyznał w swojskim, dziecięcym języku. Przygarnęłam chłopca z całych sił. Nawet nie protestował, choć zwykle nie lubił przytulasów. Mamo, jak to? Gdy weszłam do ich lichego domku, jego już nie było. - W jakim szpitalu jest Nika? - wypaliłam. - No, e... w dziecięcym – matka szybko łypnęła na mnie okiem i odwróciła się układać puszki na półce w kuchni. - Olek mówił, że dostała lanie – atakowałam dalej. - Aaa, Oliwier... – matka wyraźnie odczuła ulgę – on często coś zmyśla. Nikola przewróciła się, połamała i Krzysiek zawiózł ją na SOR i tam ją leczą. Ty zawsze we wszystko wierzysz – dorzuciła jeszcze wbijając mi szpilę. Typowe. - To chcę ją odwiedzić – zadeklarowałam ale już mniej zdecydowanie, bo spodziewałam się co mi odpowie. - Nie można. To daleko. I takich siks nie wpuszczają. No, cóż wytrąciła mi miecz z ręki. Jak zwykle. Nakręciłam się chyba. Też, jak zwykle. - A kiedy wróci? - zapytałam jeszcze. - Może niedługo – nie wiem, czy matka mnie zbyła, czy sama w to wierzyła, bo spojrzała jakby tęsknie w okno. Telefon Ostatnio usłyszałam w telewizji o strasznej historii. W każdym programie o tym mówili. Od tej chwili nie byłam w stanie normalnie oddychać. Czułam, że się duszę. Poszłam na grób taty – opowiedziałam mu o wszystkim - że się boję i nie wiem, co dalej będzie. Jestem przerażona, że coś się zmieni, że Olkowi będzie źle. No, i w ogóle... Popłakałam sobie. Potem nie mogłam spać, ani jeść. Babcia dopytywała mnie, czy jestem chora. Szuszun łasił się bardziej niż zwykle. Nie chciało mi się nawet spotkać z Natalką. W końcu po paru dniach, gdy babcia wybrała się na bazarek, wykręciłam numer, wcześniej potajemnie spisany w szkole, z takiej wielkiej tablicy, obok gabinetu pedagoga. Ale zanim ktoś się odezwał odłożyłam słuchawkę. Odczekałam dłuższy czas, by nie pomyśleli, że to właśnie ja robię głuche telefony. Następnym razem wytrzymałam, aż ktoś się odezwie. Odebrała jakaś pani, szybko opowiedziałam, że boję się o moją przyrodnią siostrę i nie wiem, gdzie jest. Podałam adres. Odłożyłam słuchawkę, byle szybciej. I pobiegłam do łazienki, bo mnie zemdliło. Efektami torsji udekorowałam cały kibelek. Czułam się, jakby wszystko co miało się stać, miało stać się przeze mnie. Straszne. 4 Po wszystkim ale jeszcze nie wiadomo przed czym Czasem żałuję, że to zrobiłam. Innym razem myślę, dlaczego ona a nie ja. A potem dochodzę do tego, że dzięki temu zamieszaniu Oli ma lepiej – mieszka, co prawda, z obcą ciocią ale spokojnie mogę go odwiedzać. Na szczęście nikt w mojej szkole nie znał mojej matki. Wszyscy kojarzą tylko babcię, bo to ona chodziła na zebrania i „dywaniki”. Ale ja i tak czuję na sobie piętno, jakby ktoś wypalił mi je na czole. Nie wiem, jak dalej żyć. Chyba nigdy sama nie zostanę matką. Boję się swoich genów. Zresztą jaki facet chciałby córkę kogoś takiego. Przestałam odwiedzać się z Natalią. Wstydzę się. Nie mam odwagi spojrzeć komukolwiek w oczy. Choć nikomu nic nie zrobiłam. Ale na pewno wszyscy wiedzą. A jak nie, to pewnie szybko się rozniesie... Ostatnio oprócz rozmów z tatą i moją siostrą – bo już ma swój grób - rozmawiam też z psychologiem. Ale chyba jestem beznadziejnym przypadkiem. Chociaż, kto wie, może moje życie ma jeszcze jakiś sens? Przez chwilę po takiej rozmowie, wydaje mi się, że będzie dobrze a potem wszystko wraca na stare tory. Ale to i tak jest takie małe światełko w tunelu. W końcu jestem, przetrwałam i jakoś daję radę. Mam Olego, babcię i Szuszuna. Obiecuję, Natalii też kiedyś popatrzę prosto w oczy. I nie trzeba będzie uciekać na koniec świata. Choćby przed tym dziennikarzem, co mnie ostatnio wytropił. Czy jednak kiedykolwiek jej przebaczę? Czy da się wybaczyć? Czy ona nadal jest moją matką? Czy ja jeszcze jestem córką? Byle uczepić się choć ogonka nadziei...