Deklaracja dostępności
Droga Grażynko
Monte Cassino Karol Marczak 19 maja 1944 Droga Grażynko. Piszę do Ciebie ten list, ponieważ chce wyrazić moje wielkie szczęście. Wreszcie udało się nam zdobyć tą twierdzę. Nazywana przez Hitlera „nie do zdobycia”. Jednak po chwilach szczęścia i radości, przychodzą chwile mniej wesołe, następuje czas smutku po straconych kolegach i przyjaciołach. Przypominam sobie również, że Ty nadal jesteś w okupowanej Polsce. Wiem, że jeszcze długa droga przede mną i przed moimi kolegami aby dojść do granic naszej ukochanej Ojczyzny. Piszę ten list do Ciebie w godzinach wieczornych, ponieważ dopiero nad ranem opanowaliśmy całe wzgórze. Przez całe dzisiejsze popołudnie umacnialiśmy swoje pozycje, po czym następnie byliśmy zluzowywani przez żołnierzy z 4 Batalionu. Zauważyłem, że zlanie swoich myśli na papier powoduje, że człowiek myśli już tylko o tym co robi aktualnie. Raczej nie wraca się do tego co się wydarzyło wcześniej. A uwierz mi wydarzyło się sporo w ciągu ostatnich trzech dni. Pozwól, że Ci je opisze. Jak pewnie wiesz nasze pierwsze natarcie w nocy z 11 na 12 maja nie powiodło się. Wiedzieliśmy, że ciężko będzie zdobyć wzgórze i klasztor, ale nie traciliśmy nadziei w nasze siły i walczyliśmy. Walczyliśmy o Polskę choć jest tak daleko stąd. Trzeba jednak powiedzieć, że odnieśliśmy pewne sukcesy w tym nieudanym natarciu. Poznaliśmy naszego przeciwnika i teren na którym stoczyliśmy zaciętą bitwę. Czytając ten list zadasz sobie pewnie pytanie „O co mu chodzi z tym poznaniem wroga?” Mianowicie w tym pierwszym dniu zauważyliśmy, że żołnierz niemiecki to co najważniejsze nasz odwieczny przeciwnik ale także wojskowy można by powiedzieć pierwszej klasy. Bardzo zdyscyplinowany, waleczny a także karny. Nasze drugie natarcie rozpoczęło się rankiem 17 maja to chyba była godzina 7. Po raz kolejny atakowały przede wszystkim te oddziały, które toczyły walki już w poprzednim ataku. Wszyscy byliśmy już bardzo zmęczeni. Wysoka temperatura, skalisty teren i ciągłe niebezpieczeństwo wykańczają człowieka psychicznie i fizycznie. Cały dzień atakowaliśmy. Gdy prowadzące drużyny zbytnio się oddaliły musiały zaczekać na inne, wtedy utrzymywały one nowo zdobyte pozycje. Jednak skaliste zbocza, które powstały na wskutek długotrwałego ostrzału artyleryjskiego plus wybuchające pociski często uniemożliwiały jakiekolwiek porozumiewanie się między sobą. Bez przerwy ponosiliśmy jakieś straty, największe dało się odczuć wśród oficerów, którzy prowadzili żołnierzy do ataku. Gdy nadeszła noc, trochę zmniejszyliśmy [zwolniliśmy] tempo natarcia. Mimo to wciąż posuwaliśmy się do przodu. Zawsze po trzech czy nawet dwóch kwadransach mieliśmy chwile przerw. Najczęściej upływały one na uzupełnianiu płynów, amunicji oraz opatrywaniu rannych. Ci, którzy nie mogli iść dalej osłaniali nam tyły i czekali aż ktoś ich zniesie na dół wzgórza. Nadszedł ranek 18 maja. Był to już nasz siódmy dzień bitwy. Myśleliśmy, że znów czeka nas cały dzień trudnych i krwawych walk. Zmęczeni było jeszcze większe niż wczoraj. Jednak mimo to ponownie nacieraliśmy. Opór był już słabszy, Widocznie Niemcy wycofali się na nową linię obrony. Około godziny 8.20 otrzymaliśmy rozkaz przez radio. Musieliśmy szybko utworzyć grupę szturmową i sprawdzić klasztor na wzgórzu. Powyższy oddział składał się z 10 ludzi. Do klasztoru dostaliśmy około 9.30. Był opuszczony. Jedynie w piwnicy znaleźliśmy 16 żołnierzy niemieckich w większości byli ranni. Zostali zapewne dlatego że nie mieli możliwości wycofania się na dalszą linię oporu. Widok tych żołnierzy poruszył nas i to bardzo. Byli przemęczeni, niewyspani, nie ogoleni, brudni, potrzebowali pomocy medycznej. Wtedy właśnie zrozumieliśmy, że oni tez są ludźmi. Poczęstowaliśmy ich papierosami, rozmawialiśmy po niemiecku. W trakcie tych rozmów wyrazili swoje zdziwienie, że to właśnie Polacy zdobyli wzgórze. Tuż przed 11 zatknęliśmy Polską flagę na ruinach klasztoru. Cieszyliśmy się jak nigdy, można to porównać do wyjścia z Rosji Sowieckiej do Iranu wiosną 1942 roku. Po tylu miesiącach walk przez Aliantów i tygodniu walk jednostek polskich, niemiecka twierdza zagradzająca drogę do Rzymu padła- wszyscy poczuliśmy wielką ulgę. Walki trwały do późnego wieczora natomiast całe wzgórze opanowaliśmy do rana dnia dzisiejszego. Cały dzisiejszy dzień, to jest 19 maja upłynął na umacnianiu nowych wyjściowych pozycji. Teraz mamy dopiero taką prawdziwa chwilę odpoczynku. Możemy zjeść coś ciepłego, przespać się. Mamy czas aby zapalić papierosa czy napisać list. Koledzy z oddziału właśnie śpiewają pieśń Feliksa Konarskiego, członka naszego zespołu teatralnego. Feliks nazwał ją „Czerwone maki pod Monte Cassino”. Na pewno nie zgadniesz kiedy powstała. Było to w nocy naszego drugiego natarcia z 17 na 18 maja. Właśnie przybył oficer z rozkazem przygotowania kompanii do wymarszu. Zostałem mianowany oficerem, otrzymałem stopień podpułkownika. Normalnie podpułkownik nie dowodzi takim oddziałem ale z braku oficerów średniego szczebla otrzymałem armiiną kompanie. Cieszę się z tego awansu ale jak –przypomnę sobie ilu moich kolegów straciło życie to radość jest już dużo mniejsza. Dzisiejszy dzień przynosi mi równie dużo radości jak wczorajszy. Dziś są Twoje 27 urodziny. Chciałem Ci złożyć najserdeczniejsza życzenia z tej okazji. Nie mam dla Ciebie jako takiego prezentu. Pamiętam jednak, że kochasz kwiaty. Dlatego wkładam do tego listu jednego czerwonego maka. Tutaj jest ich pełno. Można by powiedzieć, ze całe wzgórza począwszy od 593 aż do San Angelo toną w kolorze tych kwiatów. Dziś przypada również 5 rocznica naszego ślubu. Ostatni raz byliśmy ze sobą w sierpniu 1939 roku tuż przed mobilizacją naszych wojsk. Ubolewam nad tym, że już Cię nie widziałem prawie 5 lat oraz że nie mogę być z Tobą w tak wyjątkowym dla nas obojga dniu. Wiem, że ten list będzie szedł do Ciebie długie tygodnie ale mam nadzieję że go otrzymasz. Wierze, że jeszcze się spotkamy. Niech Nasza miłość przezwycięży wszystko! Codziennie marzę i śnię o Twoich pięknych włosach, najpiękniejszych oczach na świecie. Wiedz, że nadal Cię mocno kocham. Miejmy nadzieję ze już niedługo się spotkamy, Twój Karol. P.S. KOCHAM CIĘ, POMIĘTAJ O TYM. Mateusz Liszewski - PG Grabów n/Pilicą - wyróżnienie - proza