Deklaracja dostępności
Biały borsuk
Wczesną wiosną na skraju lasu osiedliła sie młoda para borsuków. Na miejsce swojego domu borsuki wybrały wypróchniały pniak po dużym dębie. Skrzętnie zbierały i przynosiły różnego rodzaju materiały na wyścielenie swojego legowiska. Były to drobne gałązki, suche trawy i mchy. Borsuki zadomowiły się na dobre, jednak nie były zbyt ufne, aby zawierać znajomości z innymi zwierzętami na polanie. Unikały także spotkań z ludźmi. Szczęśliwa para zagospodarowała sie tak, że coraz to większy teren oznaczała swoim zapachem. Miejscowy leśniczy podczas spacerów po lesie postanowił im się przyjrzeć. O świcie podglądał jak wychodzą na spacer, jak zbierają pożywienie, jak kąpią się w rannej rosie. Jednak borsuki zorientowały się, że ktoś je śledzi. Czekały aż intruz sobie pójdzie. Przebiegły leśniczy, aby nie stracić ich z oczu postanowił je przechytrzyć. Aby tego dokonać zaczął je po troszku podkarmiać. I tak podkładał im dyskretnie różne smakołyki. Jedzeniem wabił je coraz bliżej swojej kryjówki, a potem coraz bliżej leśniczówki. Borsuki przychodziły prawie pod sam dom. W końcu przestały zwracać uwagę na leśniczego. Nie ważne, kto na nie patrzy, ważne co było do jedzenia. Tak było do późnej jesieni. Borsuki przychodziły i odchodziły. Zbliżała sie nieuchronnie zima, pojawiły się pierwsze przymrozki a nawet śniegi. Borsuki od kilku dni nie pojawiły się. Zaniepokojony leśniczy postanowił poszukać swoich przyjaciół i dowiedzieć się, dlaczego nie przychodzą. Wybrał się na polanę i w pobliże pniaka, ale nigdzie nie widać było żadnych śladów, a pokryty świeżym śniegiem pniak wyglądał jak kopiec z ziemniakami. Leśniczy przechadzał się tam jeszcze kilka razy, jednak na próżno. Zima sie skończyła. Pojawiły się pierwsze oznaki wiosny. Borsuki nadal się nie pojawiły. W końcu któregoś dnia przed domem leśniczego pojawił się pan borsuk. Sprawdzał wszystkie miejsca, gdzie znajdował kiedyś jedzenie. Wszystko na darmo, jako że pan leśniczy wyjechał na święta do miasta i nie wiedział, że będzie miał gościa po zimie. Borsuk przychodził jeszcze przez kilka dni, jednak dalej nic nie znajdował. W końcu zrezygnował. Po świętach wrócił leśniczy do leśniczówki i przypomniał sobie o borsukach. Zaszedł na polanę i w okolicę starego pnia. Zdziwiony odkrył świeże ślady i pomyślał, dlaczego mnie nie odwiedzają. Od nowa śledził, co dnia, ale sprytny i jednocześnie obrażony borsuk wychodził po pożywienie tak, że nikt go nie mógł zobaczyć. Trwało to bardzo długo, niemal do jesieni. Była piękna złota jesień, leśniczy wracał z lasu z koszem dorodnych grzybów, a tu, patrzy przed domem czeka znajomy przyjaciel borsuk. Leśniczy oniemiał z radości. Zwierzak patrzył uważnie na niego jakby chciał coś wyjaśnić, co się z nim działo. Leśniczy poszedł do domu i szybko wrócił z pełnym koszykiem różnych przysmaków, które zbierał właśnie dla zwierząt. Położył trochę na ziemi i odszedł kilka kroków. Borsuk zbliżył się, obwąchał jedzenie, szybko się oddalił do lasu, ale po chwili zza krzaków wyłoniła się gromadka zwierząt, czyli cała borsucza rodzina. Byli to rodzice i troje ich potomstwa. Leśniczy zachwycony dokarmiał zwierzęta coraz to lepszymi smakołykami. Tak było prawie przez miesiąc, bo nieuchronnie zbliża się znowu zima. Zwierzaki wydawały się być coraz to bardziej głodne i głodne. Zjadały coraz to więcej i więcej, rosły w oczach. Leśniczy siadał na stołeczku i przyglądał się jak rosną. Zauważył to, że jedno z dzieci trochę sie różni, a i rodzice traktują je trochę gorzej. Nocami zaczęły się przymrozki i rodzina borsucza znowu gdzieś przepadła bez pożegnania. Smutny leśniczy znowu został sam. Rankiem jak zwykle wyszedł po drewka do kominka, patrzy a tu pod drzwiami siedzi skulone z zimna zwierzątko, nie kto inny, jak młody borsuczek, właśnie ten, którego nie akceptowali rodzice. Leśniczy wziął zwierzaka na ręce i zaniósł do domu. Nalał mleka na miseczkę i trochę suszonych korzonków. Drżące z zimna zwierzątko zabrało sie do jedzenia. Na podłodze leżał stary kożuch. Najedzony zwierzak mocno wtulił się i zasnął na całą zimę. Syn leśniczego wziął borsuka razem z futrem i umieścił go w starej skrzyni. I tak gość spał aż do wiosny. A kiedy wiosna przyszła w całej okazałości futro rozsunęło sie i zbudził się o wiele większy borsuk niż ten, który zasnął. Okazało się, że podczas snu dużo urósł i bardzo się zmienił. O dziwo jego futro stało sie zupełnie białe. W miseczce czekało na niego ciepłe mleka. Piękny biały borsuk wyszedł przed dom, ułożył się na najbardziej nasłonecznionym miejscu. W końcu wstał i oddalił się w kierunku lasu. Zrozpaczony leśniczy znowu został sam. Starym zwyczajem chodził po lesie i wypatrywał różnych zwierząt, a szczególnie swoich borsuków. Nigdzie jednak ich nie było. Kończyło się lata, zbliżała sie złota jesień i wtedy pod leśniczówką pojawiła się piękna para białych borsuków. Tym razem leśniczy nie posiadał się ze szczęścia. W drodze wyjątku miseczki z mlekiem ustawił im przed domem, a urocze zwierzęta piły z wielkim smakiem. Zwierzęta spacerowały w pobliżu leśniczówki nie oddalając się zbyt daleko. Ponieważ nieuchronnie zbliżała się zima leśniczy myślał jak zachęcić zwierzęta, aby zostały u niego na zimę. Myślał, myślał i wymyślił. Pojechał do lasu, nagrabił dużo liści i przywiózł je na podwórko. Było tego dosyć sporo. Wyniósł stary kożuch i stary gruby koc, położył obok liści. Borsuki wróciły ze spaceru po lesie, wypiły mleko a ponieważ zbliżała się noc z przymrozkiem, zabrały koc i futro i zakopały się głęboko pod liście. Zadowolony leśniczy opatrzył jeszcze nowy dom borsuków okładając go gałęziami. Po raz pierwszy był zadowolony, że jego przyjaciele będą bezpieczni przez zimę. Zima szybko minęła, nastała piękna wiosna i dumny biały borsuk wyszedł z legowiska. To bardzo dziwne zastanawiał się leśniczy, dlaczego wyszedł sam, co się stało z jego przyjaciółką. Nie miał odwagi zajrzeć do legowiska. Wkrótce stało się coś niesamowitego, otóż z legowiska wyszła mama borsucza z małym borsuczkiem u boku. Jakaż była radość. Teraz pan leśniczy miał na własnym podwórku całą rodzinę białych borsuków. Najważniejsze, że na zawsze pozostały wierne, nie znikały więcej, powiększała się ich rodzina z roku na rok. Po dawnych borsukach ślad zaginął, nikt nigdy ich nie widział. Prawdopodobnie zawstydzone, że porzuciły swoje dziecko, wyniosły się gdzieś bardzo daleko, a legowisko po nich dawno rozwiał wiatr. Morał z tego taki: "Że najbardziej na świecie, każdy powinien bardzo kochać swoje dziecię". Anna Hajnrych - PSP nr 1 Kozienice - I nagroda - proza