Deklaracja dostępności
Kilka słów o konkursie ...
Szanowni Państwo, w tym dość ogólnym uzasadnieniu wypowiem się, myślę, po części w imieniu całego jury, w przeważającej jednak mierze w imieniu własnym – własnych preferencji literackich, spostrzeżeń i odczuć dotyczących tegorocznej edycji konkursu im. Marii Komornickiej. Chciałbym nade wszystko uniknąć przypisywania mojego punktu widzenia pozostałym członkom komisji, z których każdy wykazuje zapewne odmienne, indywidualne gusta i podejście do poruszanych kwestii. Cóż to bowiem byłoby za jury, które reprezentowałoby te same poglądy na literaturę, w ten sam sposób traktowało materię języka lub uprzywilejowywało jeden określony typ doświadczenia? Tymczasem różnorodność światopoglądowa, jaka towarzyszyła naszym obradom, pozwala na dowartościowanie wielu różnorodnych dykcji a także umożliwia, miejmy nadzieję, wyłonienie czołówki utworów, które skutecznie oddziałują na wielu płaszczyznach porozumienia z odbiorcą. Nagrodzone oraz wyróżnione przez nas teksty poetyckie odznaczają się poszukiwaniami znacznie wykraczającymi poza stereotypy narosłe wokół „natury” języka lirycznego: jego uzurpatorskiej autonomii, klasycznych, dobrze zadomowionych form literackich oraz „wielkich tematów” rzekomo zarezerwowanych dla tej dziedziny twórczości. Wiersze te nie chcą już powielać retorycznych chwytów i symbolicznego repertuaru środków wyrazu, nie chcą też stanowić kontinuum tradycji pięknoduchów. Nawiązują kontakt z rzeczywistością na jej niezliczonych płaszczyznach, rejestrują ją in statu nascendi, przyłapują na gorącym uczynku przemian kulturowych związanych m.in. z wirtualizacją i informatyzacją, globalizacją i jednocześnie subiektywizacją relacji przestrzennych, przeobrażeniami sfery intymnej i cielesnej, wreszcie – z powstawaniem odmiennej jakości więzi międzyludzkich. Ich autorzy bowiem nie chcą już dalej żyć w kulturowej próżni. Uobecniają nowy typ doświadczania i przeżywania świata, w tym podmiotowości i tożsamości, które w każdej sytuacji trzeba na nowo ustanawiać. Nie popadają przy tym w pseudofilozoficzne soliloquium, będące rozprawą toczoną ze sobą samym na temat własnej egzystencji i świata, który okazuje się wykorzeniony z wszelkiego społecznego konkretu. Traktują język na sposób gościnny, zapraszając do swoich wierszy rozmaite jego rejestry kolokwialne i frazeologiczne: język ulicy, knajpy, grypsery, ale również seksualności, a także języki branżowe: reklamy, urzędu, polityki, bez skłonności do hierarchizowania ich. Mobilizują całą komunikacyjną sferę współczesności, aby ponownie zawrzeć pakt mimetyczny z czytelnikiem po tym, jak poezja, w powszechnym przekonaniu, sama siebie oddelegowała w rejony abstrakcyjnych dociekań i uniwersalnych pytań, na które nigdy nie otrzymała odpowiedzi. Albowiem literatura – jak napisał Przemysław Czapliński w Powrocie centrali – czy się chce tego, czy nie, jest częścią komunikacji społecznej. Nagrodzeni autorzy skłaniają się zatem bardziej w kierunku synchronii, niż diachronii. Gdyby przyszło im się określić wobec tradycji, większość z nich chętniej wybrałaby zapewne Białoszewskiego, Barańczaka, Karpowicza lub Różewicza niż Herberta i Szymborską, wskazując na wciąż aktualne testowanie języka przez tych poetów, sprawdzanie, na ile my używamy go jako elastycznego narzędzia, na ile zaś to język nami mówi, w jakich strukturach skrywa on mechanizmy władzy lub społecznej przemocy, wreszcie w jaki sposób możemy pokonać jego homogenizującą siłę oraz ożywić, wzbogacić naszą komunikację, a tym samym – życie, skoro, powtarzając za Wittgensteinem, „granice mojego języka są granicami mojego świata”. Wyjątek, potwierdzający wszak regułę, stanowi zestaw, który otrzymał nagrodę główną w kategorii „dorośli”. Wiersze autorstwa Małgorzaty Stachowiak-Schreyner zbliżają się do nurtu określanego dziś mianem „ośmielonej wyobraźni”, za patrona którego w nowej poezji ostatnich lat uchodzi Roman Honet, a którego protoplastów należałoby poszukiwać prawdopodobnie wśród surrealistów. Ten zestaw okazał się niekwestionowanym liderem całego składu jury poprzez próbę stworzenia alternatywnego, imaginacyjnego opisu świata za pomocą języka niekonwencjonalnych metaforycznych zestawień, neologizmów, zaskakujących spiętrzeń znaczeniowych. Jest to głos zdecydowanie wybijający się na niepodległość. Prozaicy tymczasem zdają się być jeszcze bardziej świadomi tego, z jakiej pozycji mówią, do kogo i w jakiej sytuacji. Trzy opowiadania, które zdobyły główne nagrody w kategorii „dorośli”, używają konwencji groteski, pokazując, że ironia wciąż może być skutecznym, adekwatnym, a jednocześnie nienapastliwym narzędziem czy też językiem krytyki status quo, czyli danego nam stanu kultury i stosunków społecznych, jakie w niej panują. Jednocześnie zauważalne jest w tych utworach cenne wychylenie w stronę utopii rozumianej jako próba przekroczenia zastanych norm i oczekiwań, przyporządkowanych, często represyjnych ról społecznych oraz płciowych, narzucanych m.in. przez instytucje władzy, rodziny, pracy, religii, edukacji. Utopia jawi się w tych tekstach jako ucieczka od rutyny (tytułowego, cyklicznego obiadu w gronie rodzinnym z opowiadania Ewy Hatały, od roli ojca-domatora w Ojciec kwitnie Przemysława Rydzewskiego, od pracy przy kasie supermarketu w Poetce-wariatce Piotra Przybyły), zmiana dotychczasowych standardów i trybów życia (choćby zamieszkanie ojca na bagnach Biebrzy i późniejsza tułaczka po krajach ościennych w Ojciec kwitnie), realizacja zarzuconych gdzieś kiedyś marzeń (o uprawianiu poezji, muzyki, piosenkarstwie). Zygmunt Bauman, najbardziej chyba ceniony obecnie polski filozof kultury, powiedział kiedyś, że miarą naszej wolności jest umiejętność wyobrażenia sobie innego świata niż ten, w którym na co dzień funkcjonujemy. Myślę, że nagrodzone opowiadania w pełni hołdują temu postulatowi. Próbę nowego pomyślenia o rzeczywistości odnajdziemy również w tekstach najmłodszych laureatów konkursu, w których pragnienie utopii zostaje wyrażone za pomocą niezwykle sugestywnych gier z różnymi konwencjami fabularnymi i gatunkowymi. W opowiadaniu Słoń albo żona Karolina Sowińska skontaminowała konwencję sensacyjną, podróżniczą i obyczajową, aby w ten niedoktrynalny sposób zabrać głos w kwestii zarówno ochrony praw zwierząt, jak i zmiany warunków bytowych polującej na nie ludności miejscowej. Dwa inne teksty, Kraina czarów… Gabrieli Łukasik oraz Empiria Aleksandry Staniszewskiej stanowią utrzymane w tonacji fantastyki wyobrażenie idealnej krainy szczęśliwości, w której panują zgoła odmienne od znanych nam relacje między ludźmi, ale też między ludźmi a innymi bytami, którym przypisuje się podmiotowość. W jeszcze innych z kolei tekstach utopijną można nazwać tęsknotę za taką miłością, która rozumiana będzie niemal jako siła rewolucyjna zdolna całkowicie przeorganizować obowiązującą rzeczywistość. Reasumując, chciałbym powiedzieć, że niezmiernie cieszy mnie werdykt tegorocznego konkursu, który pozwala zaprezentować szerszej publiczności utwory i treści odznaczające się dość odważnym, kreatywnym podejściem do rzeczywistości, szczególnie cennym w sytuacji zdefiniowanego ogólnokulturowego kryzysu i pozwalającym snuć nieco bardziej optymistyczne wizje przyszłości. Cieszy również fakt, że od X edycji patronować konkursowi będzie Maria Komornicka, której twórczość oraz biografia nie pozwalają przejść obojętnie obok wciąż upośledzanych kwestii odmienności płci kulturowej, odmienności obyczajowej, etnicznej, światopoglądowej lub jakkolwiek związanej z wyborem alternatywnego trybu życia. Mam nadzieję, że nagrodzone teksty choćby w minimalnym stopniu są odpowiedzią na te dylematy i bolączki współczesności, że mogą być impulsem do zastanowienia się nad pożądanym kierunkiem przekształceń kultury. Że w pewnej mierze przyczyniają się do przełamywania, parafrazując Michała Pawła Markowskiego, tego stereotypu, w którym na co dzień wszyscy chcielibyśmy usnąć. I miejmy nadzieję, że takich ważnych głosów będzie z każdym rokiem coraz więcej. Czego nam wszystkim życzę. Michał Kasprzak