Deklaracja dostępności
Małgorzata Stachowiak-Schreyner - kategoria dorośli - poezja - I nagroda
Julka - Mamo co to jest wieczność ? – pyta moja córka, na mazurskim pomoście bosą stopą tańcząc między łuskami słońca odbitymi w wodzie i nagle przez pamięć, ruszają karawany rodzinnych pogrzebów szlochają panny młode, wrzeszczą pulchne bety pełne cioć świeżo chrzczonych prababć i kuzynów i biały włos na wietrze wplątany w liść fiołka tańczy lekki i żywy, choć kogoś już nie ma. Moja córka je gruszkę, słodka kropla sierpnia płynie z różowej wargi na sukienkę w kotki, co biegają w jej świecie, w którym nie ma czasu i granic, bo tak mały w bezmiarze fantazji, gdzie od śmierci prawdziwszy jest Święty Mikołaj. Złoty promyk loka owija o paluszek, jak zawsze, gdy mocno rozmyśla o czymś ważnym mrużąc kocie oczy. - Wieczność, to kiedy czekam, aż założysz buty. Wiersz którego nie napiszesz To jest sukienka mojej żony, kiedy ją zakłada w tym miejscu z pędów ramion zakwitają dłonie, z wierzchu ciemne od słońca a przychylne w środku, tu po stopach w górę pną się błękitne bluszcze żyłek, miękkie wydmy ciała, po których płynąć gładko, jak przez pieśń Schumanna do białej wieży szyi i ust takich drobnych, odwykłych od uśmiechu, i oczu przymkniętych wiecznym znużeniem matek, i do bruzd na czole nie, trzeba wymazać to czoło to jest czoło dla starej kobiety… to jest jej sukienka – zieleń zmięta z błękitem, łąka pełna chabrów, na której jej nie było od tak bardzo dawna SOR Tak łatwo jest zapomnieć pierwsze spojrzenie dziecka co nacieka błękitem aż powieki puchną ciężkie nadmiarem nieba a ono jest tutaj – w przepoconym grubasie co dostał arytmii człapiąc na siódme piętro bo winda nie chodzi i w roztrzaskanej skroni padaczkowca co od czterech godzin czeka wpatrzony w pamięć zgubioną za ścianą pod którą zwiedza wszechświat wesoły pijaczek co gębą poznał strukturę i gęstość chodnika inaczej niż bezdomny dla którego smrodu tak trudno jest niektórym wciąż być miłosiernym jak każą przysięgi więc przyspiesza nerwowo puls białych drewniaków i w starowince co jak jętka na szpilce wenflonu drży przypięta do teraz i jest, choć już cicho w zwiniętych skrzydłach kruchych jak pergamin dłoni nieuchronnie nabrzmiewa błękit drugiej strony