***
daj mi słonko chłodnię do mięsa tak zimną
bym mógł wejść oglądać świat od tamtej strony
w kiełbas unoszących się zapachach smutki giną
i żyć tam będę wiecznie zamrożony
pola
więc pod drutami przeciągniętymi nad ziemią
to tylko pusty brzuch, głód – ściskający sfery, omdlały
- nie widomo czego i kartofliska rozlane wzdłuż wszerz
i jak lokomotywa otwartymi polami przetacza się
niewidzialny pęd układów, co prowadzą nas
***
coś niedobrego dzieje się z wielkim silnikiem
świata i gdyby ktoś mógł to zaklepać, mamy tutaj
na dole wąski pas ziemi reszta to czubki drzew
sama dzwonnica grzbiety blokowisk na bladym wietrze,
można po prostu wyjść na spacer stawiać kroki
i półcienie z nadepniętych kałuż porywające zło
martwe dusze wisieć będą tak samo
jak płaszcze na hakach w poczekalni
idźcie ku kątom najbardziej chłodnym rzekłbyś
sfory skórzanych i przycupniętych buntowników
dziewczęta umawiające się pod oknami szpitala
drżą wręcz z zimna i jak autobusy grzeją się
przy koksownikach na przystankach prowizoryczne
studentki brunetki ubranie śmiech
głupio poutykane miasto, taksówki poboczami
-tak dawno nie pisałem - jak prawdziwe życie
to ukryte które wsiada wysiada rozmija się
w szukaniu sobie przestrzeni -
nieba na kawałek sznura i piekła na wszystkie
27 linii autobusowych jak 9x3 kręgów 3 piętro
na które wchodzę kochać się i spać -
to wszystko pod jedną kopułą
i moją duszą w swoich analogiach