...
oskarżam cię za kontemplacyjny gwałt
słony smak na ustach
krwawych łez
gdy jedynie mglista ciemność
opada ze mną na miękki jedwab
kneblując usta wykrzywione w akcie rozpaczy
oskarżam cię za schizofreniczne zabójstwo umysłu
gdy wśród dżungli betonu cicho przemierzam
kilometry desperackich westchnień
zazdrosna gdy słodko zasypiasz
dotykając silną dłonią zieleń trawy
po słodkiej Amarenie
oskarżam cię za kradzież czasu
tysiące irytujących sekund tykania zegara
bezkresnej samotności
z chorego wyboru
nie czuj się winny
sama w tej cholernie hermetycznej wolności
uroiłam sobie autystycznie
wyidealizowanego potwora
...
spełniłam Twoją wolę
nawet natura była obnażona
coś mówiło, że tak zrobić trzeba
w chłodną brzydką listopadową noc
przecież nie byłeś moim Panem
więc czegóż słuchałam rozkazów?
chyba za bardzo wierzyłam
tak spontanicznie naiwna
paradoksalnie dziecinny
krok w dorosłość
zapełnić chciałam pustkę
największym moim Skarbem
Starożytni przecież uznali
że ma wartość niczym mądrość
fizycznie bezsprzecznie skonałam
Panie mój Prawdziwy
choć wiem że Jej już nie oddasz
podnieś mnie chociaż
w mym upokorzeniu...
...
ukryłam w stosie zniszczonych drzew własne ja
egoistka – powiesz
skrzywisz się niesmacznie
kolejna, niedowartościowana pseudopoetka
gówniara
jej miłość, jej zdrowie, jej rodzina, jej rany
popełniam błąd, zapełniając sztucznie kartki
podoba ci się stos epitetów i porównań
garść metafor, sprytne przerzutnie
doceniasz głęboko ukryty sens
albo brak sensu okryty kiczowatym słowotokiem
chcesz znać cały mój świat?
sprzedam ci go szczerze, z sercem
wtedy doszukasz się głębokości, szerokości
ON
banalne?