Deklaracja dostępności
Barbara Gajos - kategoria młodzież - proza - I nagroda
Kawa czy herbata? Na chwilę przed swoją własną śmiercią Ralph Butler zastanawiał się, czy trafi do piekła. O dziwo, nie przeszło mu to przez myśl, kiedy okradał kantor, ani nawet wtedy, gdy siedząc na motelowym łóżku, starannie wkładał magazynek do pistoletu. Przyszło mu to do głowy dopiero wtedy, kiedy przyłożył zimną lufę do skroni i nacisnął spust do połowy. Ale było już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Ta myśl była ostatnią, jaka pojawiła się w głowie Ralpha, kiedy ciałem i duszą był jeszcze na Ziemi. Potem poczuł, że spada. Nie z wielkiej wysokości, przeciwnie. Czuł się tak, jakby spadł z łóżka na zimną podłogę, i obudził się. Przetarł oczy i z konsternacją zauważył, że znajduje się w samym środku nieznanego mu budynku, który przypominał wielkie wieżowce znanych korporacji. Odgłosy też były podobne. Ralph słyszał dzwoniące telefony, szybkie uderzenia w komputerową klawiaturę i strzępki rozmów. Dopiero po chwili dostrzegł, że obok niego stoi elegancki mężczyzna i niecierpliwie patrzy na zegarek. - Jeśli się nie pospieszysz, ominie nas najlepsze przedstawienie – powiedział nieznajomy. - Co? To znaczy… Kim jesteś? Co to za miejsce? – Ralph nie rozumiał nic z tego, co działo się w tej chwili. - Pytasz poważnie? Interesujące… - mężczyzna złapał Butlera za rękaw starej kurtki, którą miał na sobie, i pociągnął go do góry. – Nie pamiętasz, co się stało? - Chciałem się zabić, ale chyba coś poszło nie tak. – powiedział Ralph otrzepując ubranie. - Wszystko poszło po twojej myśli, Butler, a teraz będę wdzięczny, jeśli pójdziesz za mną. – nie czekając na odpowiedź, nieznajomy ruszył przed siebie. Nie wiedząc czemu, Ralph podążył za nim. Nie potrafił zrozumieć, co się dzieje, kim jest ten człowiek i skąd zna jego imię. - Czy mógłbyś mi powiedzieć, co tutaj się dzieje? – zapytał, kiedy zrównał się z mężczyzną. - Umarłeś, ot co. - Nie żartuj sobie ze mnie, przecież jestem… tutaj, rozmawiam z tobą. - Sądziłeś, że po śmierci cały film ci się urwie i trafisz do próżni? To tak nie działa. – przez twarz mężczyzny przebiegł uśmiech. – Jest znacznie lepiej. - To znaczy, że jestem w niebie? - Niebie? – mężczyzna raptownie się zatrzymał. – Jesteś samobójcą, oszustem i złodziejem. Naprawdę sądziłeś, że z takim dorobkiem zajmiesz sobie wygodne miejsce w raju? - Jestem w piekle? – ton głosu Ralpha gwałtownie się podniósł. – To ma być piekło? Chyba naprawdę ktoś mnie nabiera. - Myśl, co chcesz, zaraz uwierzysz, że nie kłamię. Tylko musisz się pospieszyć, bo ominie nas cała zabawa. – jegomość znów ruszył przed siebie, kierując się ku przeszklonym drzwiom wyjściowym. - Powiedz mi chociaż, jak się nazywasz! – Butler wciąż był wstrząśnięty całą sytuacją i nie potrafił zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje. - Mam wiele imion, ale możesz nazywać mnie Szefem. Kiedy obaj mężczyźni opuścili budynek, przechodząc przez duże, szklane drzwi z napisem „Do zobaczenia”, znaleźli się w kościele. W niedużej świątyni panował półmrok, a marmurowe płytki nadawały przyjemny chłód. Ławki wypełnione były ludźmi w ciemnych strojach, a tuż przed ołtarzem stała trumna. Szef usiadł w ostatniej ławie i założył nogi na drewnianą belkę oddzielającą rzędy. Ralph również usiadł w ławce, z konsternacją przyglądając się zgromadzonym. Większość z nich znał, przynajmniej takie odnosił wrażenie. Wciąż jednak nie rozumiał, dlaczego znalazł się w tym miejscu, na pogrzebie jakiegoś człowieka. Dopiero, kiedy na ambonę wyszedł jego przyjaciel i zaczął przemawiać, Butler powoli zaczął rozumieć, o co tu chodzi. - Ralph był dobrym człowiekiem, który trochę zagubił się w życiu. – mówił mężczyzna o jasnych włosach, stojący przy mikrofonie. – Był moim przyjacielem, na którego zawsze mogłem liczyć i który dawał mi oparcie. Nagle Szef wybuchnął głośnym śmiechem, który odbił się od ścian kościoła, co sprawiło, że stał się jeszcze głośniejszy. O dziwo nikt się nie odwrócił, wszyscy wciąż mieli wzrok utkwiony w wysokim mężczyźnie stojącym na ambonie, który w tej chwili ocierał oczy chusteczką. - Na którego zawsze mogłem liczyć? To moja ulubiona część – ludzie zaczynają kłamać, żeby powiedzieć o tobie coś dobrego. – Szef z uśmiechem patrzył na zgromadzonych. – Temu typkowi, który postanowił tak ładnie przybliżyć historię twojego życia, byłeś winny 3500 dolarów, których już nikt mu nie odda. A pamiętasz, jak zostawiłeś go samego, kiedy kilku osiłków chciało was okraść? Nawet się nie zatrzymałeś. – mężczyzna wciąż się śmiał, zupełnie tak, jakby oglądał dobrą komedię. - Skąd to wszystko wiesz? I wcale nie byłem złym przyjacielem. – Ralph wiedział, że było inaczej, ale nie zamierzał przyznawać racji tajemniczemu elegancikowi, który się z niego nabijał. - Wiem wiele rzeczy, a także to, że nigdy nie zasłużyłeś na miano dobrego kumpla. Butler nie odpowiedział, zaczął wsłuchiwać się w słowa Jessie’go – przyjaciela, którego znał od dzieciństwa. Zauważył niestety, że całe przemówienie nijak ma się do prawdy. Zaczął zastanawiać się, czemu ludzie kłamią na pogrzebach. Dobrze wiedział, że sam też tak postępował, ale wolałby, aby ktoś wstał i wygarnął całą prawdę o tym, jaki był Ralph Butler i jakich przewinień dopuścił się w swoim nędznym życiu. Ale nikt nie wstawał, a Jessie powoli kończył swój monolog, aby dać szansę powiedzenia paru słów o zmarłym komuś innemu. Nagle usłyszał tłumione szlochanie dochodzące z pierwszego rzędu. Spojrzał na Szefa, a ten tylko kiwnął głową, jakby przyzwalając na to, aby Ralph tam podszedł. Idąc między rzędami ludzi, których znał, a nawet może lubił, poczuł dziwne ukłucie smutku. Wolałby stać z nimi na ulicy i rozmawiać o pogodzie, niż być tutaj teraz w jakiejś dziwnej transcendentalnej postaci. Po chwili zauważył, czyj płacz słyszał, i ogarnęła go jeszcze większa rozpacz. Mary Louis – jedyna kobieta, którą kochał całe życie, siedziała teraz z chusteczką w ręku i płakała, nie mając nikogo, kto mógłby ją pocieszyć. Ralph nigdy nie wyznał jej, co czuje, a ona traktowała go jako bliskiego przyjaciela. On poprzysiągł sobie, że nigdy jej nie zrani, a teraz z jego powodu była zrozpaczona. Obejrzał się na innych ludzi. Jego rodzice, siostra, znajomi, nawet ci, którzy za nim nie przepadali, siedzieli tutaj pogrążeni w żałobie i smutku – przez niego. Nagle Ralph zaczął się wycofywać, nie chciał widzieć już tych wszystkich twarzy, które uświadamiały mu, co zrobił. Odwrócił się i zaczął kierować w stronę drzwi. Szef już tam na niego czekał. Kiedy opuścili kościół, znaleźli się w parku. Usiedli na najbliższej ławce i dopiero wtedy, pierwszy raz od dłuższego czasu Szef się odezwał. - Widziałeś już to, co miałeś zobaczyć, czyli odbyłeś część kary. A teraz przejdźmy do konkretów. – mężczyzna wyjął z kieszeni cygaro i je odpalił. – Podejmiesz u mnie pracę. - Pracę? Jak to? - Sądziłeś, że dlaczego kazałem nazywać się Szefem? – mężczyzna uśmiechnął się i kontynuował. – Mam dla ciebie ciepłą posadkę na stanowisku koordynatora produkcji. - Produkcji czego, konkretnie? – spytał Ralph. - Moja firma zajmuje się produkcją zabawek i jestem pewien, że o nas słyszałeś. – Szef wyjął z kieszeni wizytówkę. Podał ją Butlerowi, który mimowolnie się uśmiechnął. Wziął kartonik do ręki i zobaczył dużą nazwę „Dzieciaki” na samym jego środku. Pod spodem widniał jeszcze numer telefonu i adres przedsiębiorstwa. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i stłumił parsknięcie. - Co cię tak śmieszy, Butler? – Szef zabrał mu wizytówkę i schował ją z powrotem do kieszeni. - Demony zajmujące się produkcją zabawek czasem wydają się zabawne. – Ralph poprawił kurtkę i usiłował przestać się uśmiechać. - Sądziłeś, że Piekło to coś na wzór wnętrza wulkanu, z kotłami i całym tym badziewiem? A może mielibyśmy wytwarzać broń albo karty do tarota? Przykro mi, że cię rozczarowałem. – mężczyzna wydawał się poirytowany. - Przepraszam. Dlaczego założyłeś firmę? No wiesz, jakoś trudno mi zrozumieć, czemu władca ciemności zajmuje się tak przyziemnymi sprawami? – Ralph już się nie uśmiechał, teraz jego twarz wyrażała jedynie zdziwienie. - Wiesz, nigdy nie lubiłem, jak ktoś wydawał mi rozkazy, a teraz popatrz. – mężczyzna odwrócił się i wskazał ręką na wieżowiec w oddali. – Jestem dyrektorem jednej z największych firm na świecie, mam pod sobą miliony ludzi, a co jest najlepsze, mieszkańcy Ziemi nawet nie domyślają się, że moimi pracownikami mogą być ich bliscy, którzy pożegnali się już z życiem. - W takim razie, jak taka firma może działać, skoro ludzie nas nie widzą? – spytał Ralph. - Mam paru przyjaciół, którzy zajmują się tą całą ziemsko-prawną otoczką. – mężczyzna westchnął głośno. – Przyjmujesz posadę? - A mam jakieś wyjście? - Nie, zapytałem z grzeczności. A teraz chodź, musisz jeszcze coś zobaczyć, zanim wrócimy do firmy. – Szef wstał, a Butler zrobił to samo. – Wiesz, muszę dopełnić formalności. Po tych słowach złapał towarzysza za ramię i w tym samym momencie świat zaczął wirować z zadziwiającą prędkością. Ralph odruchowo zamknął oczy, a kiedy na powrót je otworzył, znajdował się w dziwnie znajomym mieszkaniu. Stał przy kuchennej wysepce i usiłował przypomnieć sobie, skąd zna to miejsce, kiedy do pomieszczenia weszła Mary. Rzuciła na blat kluczyki od samochodu i nalała sobie szklankę wody. Chwilę później pojawił się Jessie. Podszedł do kobiety i czule ją objął. - Nie potrafię zrozumieć, dlaczego on to zrobił. – powiedziała wtulając się w mężczyznę. - Mówiłem ci, miał kłopoty finansowe, zagubił się. Nie ma sensu tego roztrząsać. – blondyn wypuścił dziewczynę z uścisku i skierował się w stronę salonu. - Żałuję, że nie zdążyliśmy mu o nas powiedzieć… - powiedziała Mary i ruszyła za Jessie’m. Ralph czuł się tak, jakby ktoś spuścił z niego powietrze. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Spojrzał na Szefa pytająco. - Tak, są razem już od dłuższego czasu. – powiedział. – Nie chcieli ci tego mówić, bo nie oszukujmy się, nawet bez tego byłeś w nie najlepszej kondycji psychicznej. - Po co mi to pokazujesz?! - Ralph nie krył już złości. Poczuł falę gniewu, a jedyną osobą, na którą mógł ją w tej chwili przelać, był ten elegancik stojący obok niego. - To kara, jaką ponosisz za swoje interesujące życie Butler. To tylko formalności, nic osobistego. – odpowiedział spokojnym głosem mężczyzna. – A teraz wracamy już do firmy, zobaczysz swoje przyszłe miejsce pracy. Tym razem po prostu opuścili mieszkanie Mary i znaleźli się w piekielnym wieżowcu. Ralph postanowił właśnie tak nazywać to miejsce, bo nazwa „Dzieciaki” wydawała mu się całkowicie nietrafiona. Obaj mężczyźni podążali wzdłuż holu, kierując się w stronę windy. Butler zauważył, że drzwi nie posiadają numerków i pomyślał, że to dodatkowe utrudnienie dla pracowników, pewnie coś w rodzaju kary za ich przewinienia za życia. Kiedy weszli do windy, Szef odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu. - Będziesz pracował na 15 piętrze. – powiedział. – Tam odbywa się bezpośrednia produkcja, którą będziesz nadzorował. Jakieś pytania? - Mam resztę wieczności spędzić na pracy w twojej firmie? – spytał Ralph. - Nie narzekaj, w końcu to nie ja kazałem ci popełniać samobójstwo. – odpowiedział Szef. - To nie była moja wina, że wszystko, co robiłem, zawsze obracało się przeciwko mnie! – wykrzyknął Butler i raptownie się zatrzymał. - Przestań robić z siebie ofiarę, sam jesteś sobie winien temu, co cię spotkało. Gdybyś 15 lat wcześniej zgodził się na współpracę z wydawnictwem, nie zmarnowałbyś talentu i prawdopodobnie wciąż byś myślał, że piekło to wulkaniczna czeluść. - Wtedy nie sądziłem, że nigdzie nie znajdę pracy, a moja twórczość nie znajdzie uznania nawet w oczach redaktorów tych głupawych czasopism dla młodzieży! – Ralph nie potrafił opanować złości, jaka go ogarnęła. Wiedział, że Szef prawdopodobnie ma rację, ale nie zamierzał przyznawać się do błędu. - Chyba naprawdę nie opanowałeś właściwego sposobu podejmowania decyzji, bo każda kolejna tylko popychała cię na dno. Może miała w tym swój udział whisky, duże ilości whisky, nawet powiedziałbym, że hektolitry whisky… - Zrozumiałem! – powiedział Butler, przerywając mężczyźnie. – Chodzi o to, że całe życie musimy podejmować decyzje, wybierać. Czy chcesz z nami współpracować, Ralph, czy wolisz znaleźć coś lepszego? Chcesz zostać pisarzem, a może dziennikarzem? Wolisz kurczaka czy pizzę? Mam tego serdecznie dość, przez to wszystko skończyłem tutaj. Gdybym wiedział, jakie konsekwencje mnie czekają, zapewne postąpiłbym inaczej. - Chcesz przez to powiedzieć, że mając drugą szansę, nie wybrałbyś tak samo? – spytał Szef podnosząc jedną brew do góry. Ralph nigdy się nad tym nie zastanawiał, wydawało mu się, że cała jego porażka jest uzależniona od wyborów. Wiedział, że nie dostanie drugiej szansy, więc tego nie roztrząsał. A czy postąpiłby inaczej? Tego nie wiedział. Pozornie mogło się wydawać, że wszystko ułożyłoby się lepiej, ale tego przecież nie mógł być pewien. - Nie wiem. – powiedział po chwili ciszy. - Lubię cię, Ralph. – Szef poklepał go po ramieniu. – I może właśnie dlatego postanowiłem dać ci tę drugą szansę. Chodź za mną. Bez słowa wyjaśnienia mężczyzna ruszył przed siebie, a Butler poszedł za nim. Szef zaprowadził go do dużego, oświetlonego pomieszczenia. Po środku stał nieduży stolik, na którym przymocowany był niebieski przycisk. - To jest twoja przepustka do ponownego życia, Ralph. – powiedział mężczyzna. – Jeśli się zdecydujesz, naciśnij, a wyślę cię z powrotem do dnia, w którym odrzuciłeś ofertę wydawnictwa. - A jeśli tego nie zrobię? – spytał Butler. - Zostaniesz u mnie na stanowisku koordynatora produkcji, to chyba logiczne. – odpowiedział Szef. – Tylko nie w tym stroju, Ralph, nie pozwalam pracownikom chodzić w dziurawych kurtkach. - Każesz mi dokonać wyboru po tym wszystkim, co ci mówiłem?! – Ralph na powrót się zdenerwował. Jego towarzysz natomiast tylko się uśmiechnął i poprawił marynarkę. - Zostawię cię z tym kolego. – powiedział. – Jeśli zdecydujesz się nacisnąć ten przycisk, to mam nadzieję, że nie spotkamy się w tym miejscu za 15 lat. Po tych słowach opuścił pomieszczenie, zostawiając Ralpha samego. Ten zbliżył się do stolika i oparł ręce o blat. Nie wiedział, co ma zrobić. Dosłownie stał przed szansą naprawienia swoich błędów, a mimo to się wahał. Nie wiedział, co go czeka, jeśli postanowi nacisnąć ten niebieski guzik. Nie był pewien, czy dokonałby innych wyborów. Odrzucając ofertę wydawnictwa, uległ swoim ambicjom, których nie zaspokoiłby pisząc książki dla dzieci. Przez całe swoje ziemskie życie zadręczał się, że źle postąpił, odrzucając tę propozycję. Sądził, że wszystko potoczyłoby się inaczej, być może zostałby teraz jednym z najlepiej opłacanych bajkopisarzy? Jeździłby czarnym Lexusem nie martwiąc się, że w każdej chwili jego samochód odmówi posłuszeństwa i stanie na drodze bez możliwości ponownego włączenia się do ruchu. Mieszkałby w pięknej willi zamiast włóczyć się po tanich motelach z nadzieją, że właściciel obniży cenę za nocleg. Ale czy był tego pewien? Być może wydawnictwo pewnego dnia zakończyłoby z nim współpracę mówiąc, że nie potrafi pisać bajek. I znowu skończyłby w tym samym miejscu, nie mogąc powiedzieć nic pozytywnego o swoim życiu poza tym, że kiedyś naprawdę umiał dobrze pisać. Wiedział jednak, że teraz przyszła pora na podjęcie tej najważniejszej decyzji. Tej, od której nie będzie odwrotu. Miał nadzieję, że to ostatni wybór, jakiego będzie musiał dokonać w swoim życiu. ***** Ralph Butler powolnym krokiem przemierzał hol wieżowca. Elegancko ubrany, z neseserem w ręku kierował się w stronę widny. Uśmiechał się, pierwszy raz od dłuższego czasu był z siebie zadowolony. Nie przejmował się na zapas, jak to miewał w zwyczaju, jego głowy nie zaprzątały setki myśli o problemach. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że był szczęśliwy. Tak, Ralph Butler był jednym z najszczęśliwszych ludzi obecnych w tym budynku. Wszedł do windy i nacisnął przycisk z napisem „15”. Kiedy ruszył do góry, z głośników wydobyła się głupawa melodyjka, która zazwyczaj tak bardzo irytuje ludzi. Mimo to Butler nadal się uśmiechał. Kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze, Ralph opuścił ją, kierując się w stronę swojego gabinetu. Zaraz po przejściu progu przywitała go sekretarka. - Dzień dobry panie Butler! Życzy pan sobie kawę czy herbatę? – zapytała.