Deklaracja dostępności
Hanna Dikta - kategoria poezja - II miejsce
welcome K na mojej ulicy po staremu. pięćdziesięcioletni chłopiec bawi się pistolecikiem na wodę. pyta o godzinę. chowa twarz z niedopałkiem w matczynej spódnicy. kobiety kiszą żur, stroją krzyże przed świętem, zamiatają asfalt. nad ogródkami krążą duchy bogobojnych mieszczek. wypominają sąsiadom kurz na parapetach, pranie suszone w niedzielę lub nieprzyzwoicie drogie samochody. komuś zdechł kot. ktoś wypatrzył sójkę składającą jaja, a kaleka z domu przy cmentarzu, idąc po gazetę, jak co dzień szerokim łukiem omija skrzyżowanie, na którym przed czterdziestoma laty zabił swoje dzieci. kochała tylko van gogha nie lubiła nas uczyć. rozczarowana ścianami bez płócien, ciasnym gorsetem pani od polskiego. pastylkami, po których myśli wcale nie były niebieskie, a palce nadal nie potrafiły utrzymać ołówka. mówiła, że nie powinnam marnować talentu. wczoraj spotkałam ją w autobusie. śpiewała pastorałkę i malowała słoneczniki śliną na kasowniku. koncertowe memento mori obsiedli mnie jak ptaki. stado wyliniałych kruków w nieświeżych marynarkach i mokasynach sprzed półwiecza. dziarską miną maskowali zalążki parkinsona albo zdiagnozowanego miesiąc wcześniej raka, o którym wciąż nie potrafią powiedzieć rodzinie. zapach butwiejących pod lodem trawników. pomyślałam, że staruszkowie powinni chodzić najwyżej parami. drobić chleb na starówce albo machać zza szyby domku na wsi, do którego zjeżdżamy tylko wtedy, kiedy świeci słońce.