Deklaracja dostępności
Anna Piliszewska - kategoria proza - III miejsce
Pióra Dymi srebrna kurzawa. Śnieg wiruje - szaleje w żółtym świetle latarni. Ludzie wchodzą , lunarni, w jaśniejące strugi. I wychodzą. I nikną w tej zadymce płatków… Chodniki są podstępnie wyślizgane od stóp. Stróż z tamtej kamienicy, trzęsąc się od chłodu, sypie szufelką piasek. Syzyfowa robota! A my zerkamy z okien. Poszeptując, gapimy się w noc omotaną pajęczyną mrozu. Szadź, tęsknota i lód…
* * *
- Konkretnie popadało! – mówi pani Maryla . Ściska listy w paskudnych, obgryzionych paluchach. Koperty są przymięte . Koperty od rodzin – nasza święta przepustka. Wszyscy gapią się na nie jak w magiczne lustra. Maluchy najłakomiej! Ale ona przetrzyma nas , wiemy!, bo Maryla to lubi. Czuje się bardzo ważną, gdy tak z nami się droczy. Choć mnie to nie dotyczy, jednak jakoś mi żal … Wszystkich. Chyba najbardziej maluchów.
* * *
Gruba Elwira sapie jak spocony parowóz – próbuje opanować łzy, jest dość dzielna, lecz… O!, już beczy. Ją dziadkowie na święta ściągali co roku. Nie tym razem widocznie… Elwira traci prymat – została odtrącona. Marta, Jarek, Kamila, Hanka, Staś i Bronuś stąpają dostojnie. Spakowali już torby – swój dobytek żałosny. Triumfują! Wyjeżdżają ! Patrzą na nas z góry. Jacyś inni, jaśniejsi tajemną radością. Lepsi. Ciężsi o sekret. Wiele piękniejsi. Oni. My po gorszej stronie. Zaś oni przestępując wciąż z nogi na nogę, paplają i paplają. Ranią bezlitośnie, wstępując w kręgi snu…
* * *
Wyjechali. Ażeby śnić sen o miłości. Jest dziwnie. Smutniej i jakby spokojniej. Pachnie wielka świetlica sośniną i jodłą. Wycinamy aniołki, kleimy łańcuchy… Śmiejąc się, udajemy, że czekamy na święta. Ale przecież czekamy! Na wigilię i w ogóle… . Jak każdy. W Domu Dziecka Ognisko , znaczy w naszym domu, będzie kruchy opłatek, garstka siana pod lnianym obrusem, prezenty pod choinką i … lekki pocałunek opiekunki Maryli, która eee… tak naprawdę nie jest całkiem okropna, tylko czasami trochę… Dziewczynki , już zgodzone z brakiem szans na zabranie ich przez kogoś z rodziny, ćwierkają całkiem raźnie. Panowie zmajstrowali śliczne samoloty z papieru i folii – puszczają je ku zgrozie naszych wychowawczyń; pękamy ze śmiechu! Fruwają ponad głowami niby pstrokate muchy, lądują gdzie popadnie. A opiekunki gonią, gonią, gonią, wymachują rękami... - Który z was puścił ?! Jacek? Niech no tylko cię złapię!!! Choinka stoi w kącie. Jest prawie ubrana w bańki , anielskie włosy , gwiazdki oraz śmieszne łańcuchy, które robimy sami. - Śpieszcie się! Ten bałagan ma zniknąć do jutra! Oj, śpieszymy się wszyscy. Nawet nowa Urszulka. Jak zwykle milczy, jednak bardzo starannie nawija wąż łańcucha wokół swego nadgarstka . Podchodzi do Adeli i stanowczym ruchem głowy wskazuje na sam czubek. Adela w mig pojmuje – potakuje. Jest bardzo wysoka – wyrośnięta nad wiek, wybujała, jak mawia czasem pani Aldona - jednak przystawia stołek. Urszulka wodzi wzrokiem za gestami jej dłoni. Wąż - łańcuch już ozdabia kłujący wierzchołek!, błyska złocistą łuską.
* * *
Rety!, no jestem głupia!!! Przylepiłam odwrotnie tę zamszową wstążkę… Ale nie jest za późno – klej opornie, lecz puścił. Właśnie skończyłam prezent dla naszej Urszuli. Bo wszelkie upominki wykonujemy sami. Najpierw jest losowanie – z pudełka z tektury wyciągamy imiona. Gdy już wiemy kto komu, trzymamy to w sekrecie! Nawet młodsi chłopacy pary z gęby nie puszczą. Wszystko jest tajemnicą skwapliwie strzeżoną. Jakoś tak się utarło – nie wiem czemu, a jednak sekret dodaje weny, zmusza, aby najpiękniej prezent zrobić i ozdobić… Mam dla Ulki anioła – suknia z białej bibuły, skrzydła z prawdziwych piór! Piórka dał mi dozorca tamtej kamienicy, którą , bywa, podglądam wieczorami z okien. Pan Kowalik. Emeryt i hodowca gołębi. A gołębie są cudne! I podobno pocztowe… Zatem anioł dla Uli. Może się jej spodoba, choć mi tego nie powie. Bo Urszula nie rzekła ni jednego słowa, mimo iż jest w Ognisku już przeszło pół roku. - Coś w niej pękło. – zdradziła raz pani Maryla. Niewiele wiem. No może tylko tyle, że rodziców straciła w wypadku i nikt nie chciał jej wziąć. Anioł już w pudełeczku! Teraz złośliwa wstążka – uf!....
* * *
Złożyliśmy życzenia i siedzimy za stołem. Wszyscy. Nawet pan Filet, palacz naszej kotłowni. Jest bardzo uroczyście. Dymi żur, kluski z makiem oraz kawałek ryby. Puściliśmy kolędę z radiomagnetofonu. A choinka się stroszy , igra z plamami światła, powiela nasze ruchy w szkłach bombek jak w lustrach. Smarkateria nie czeka na kawałek makowca – buszuje pod choinką! Zabawne maluchy! Mrużę oczy i wzrokiem chyłkiem wodzę za Ulą – jestem ciekawa, czy się małej spodoba mój pierzasty aniołek… Ula cupnęła w kącie. Palcem puka ostrożnie w pudełeczko z kartonu. Naraz czytam z jej buzi wyraz wielkiej ulgi – czy sądziła, że może… Że się o niej zapomni? Oto bawi się długo tą złośliwą wstążką – niby próbuje prezent rozwiązać, otworzyć, z drugiej strony rozumiem, iż chce odwlec ten moment. No nareszcie! - Och, patrzcie jaki cudny! Jest prawdziwy! Naprawdę!!! - to Urszula. O Boże! Wstajemy. Nawet pani Maryla i Filet… I brakuje nam słów. Mój sen ma białe skrzydła o prawdziwych piórach…